Zrzuciłem wczoraj mebel z balkonu, niestety mebel miał być rewelacją i miłością. Szkoda, że działam tak pobudliwie. Warto meblom się przyglądać nie wolno mebli kochać bo kochanie nie pozwala widzieć błędów. W związku z tym dzisiaj obejrzałem wolność analizując swoją sytuację. Mebla już nie ma a wolność jest. Przynajmniej jej obraz pod powiekami i trudno powiedzieć
coś dobrego o tym uczuciu, ale złego tym bardziej. Ono jest naturalnie jak
kolej rzeczy.
Bez oczywistej wagi jakie mają fakty w życiu,
które zdarzają się jeden raz. Wolność rozciąga się nad morzem, patrzy na nieskończoność.
Może trzyma się deski. Choćby tak jak mówiła wczoraj słyszałem czy przedwczoraj że mianowicie lepiej na jednej desce ale
sam. To było o ludziach i rodzinie. Bez tej mitycznej
miłości która tak samo nie ma zasad jak życie. Ludziom jest potrzebna aby na
niej skorzystać może i ja jestem taki sam i tkwię w niej tłumacząc sobie że przyszłość że coś a to jest oczywiście straszne bo
prowadzi do i lepiej obojętnieć. Zaś oglądając wolność oczywiście boję się jej
jak coś czego nie znam lecz wiem, że jej skinienie oznacza dla mnie morze i
nieskończoność oraz że bez jej smaku bez jej dreszcza nie ma nic. Nawet jeśli jest żartem i
marzeniem. A wolność skinęła wczoraj i wypchała mnie za furtkę, otworzyła się jak mebel którego jeszcze wczoraj
nie było a dzisiaj jest. Jej obecność jest dziwna, ma inny rytm inny niepokój. Wczoraj
zrzuciłem mebel z balkonu, żegnaj miły meblu, wiem że ludzie lubią swoje meble,
ja lubię swoje.