środa, 25 września 2013

Z cyklu Waldemar Fornalik rozkładający ręce


olej na płótnie 80X 65

Waldemar Fornalik przypomina mojego ojca, ma czułe i uważne spojrzenie. Trzyma się czegoś w tych oczach, z pewnością ma jakąś mroczną historię do ukrycia. Mój ojciec musiał ich mieć całkiem sporo. Ale nasi my Polacy ruszyliśmy, jesteśmy na ich połowie, siedliśmy na nich można by rzec i siedzimy ani myśli kto wstać czy wrócić, a gdzie tam. Jeden kopie do drugiego ten zaś ogląda się patrzy czy gra nadal na to tępo, bo wróg od czasu do czasu gra na dwa tępa, to przyśpieszy to zagalopuje. I Bach, Bach. Zwyczajnie. Ale nie jest odpowiedź, jest odpowiedź i tak dalej. Wpis uzupełniam o dwa kolejne przypadki i jak to mówił. Gładko Waldek gładko przeprowadził owiec całe stadko. Nie poszło w bitwie o Anglię ale co tam my Polacy mamy Szopena i Lewandowskiego, obaj pięknie grają jak na razie wystarczy. 
 Praca do kupienia i jak wiele innych o ile jeszcze są. tel. 606357329

Kocham Ninę Simone



58X58 cm olej na papierze kredowym

Kliknąłem. Tak wygląda sieć. Już wiem co to narażać innych. Sieć jest po to aby nie narażać innych. To jest ważne. Kieruje do zastosowania od zaraz. Kliknąłem. To Nina Simone, odeszła po 70 latach od 1933, ciekawe. Głos mówi wszystko. Jak to jest nie zajmować się wyłącznie sobą. Jak razić wyrażaniem. Druga minuta jest wymowna. Jak teledysk tak jakby nie dotyczy muzyki, lekko się z nią sunie równolegle czasem zbliżając. Od czasu do czasu burza i zawodzenie. Położenie klasowe. Budowa torów kolejowych. Groteska. Szpetność małpy. Przerażająca potęga tego głosu. Krzyk. Protest. Słowa stają się garbate. Uwaga na łyse pały.  Emocja sypie się perliście. Muzyka poza granicami. Poza nami ta magia rytuału, świata czarnego i białego.

wtorek, 24 września 2013

Rosjanie idą się myć


olej na papierze 28X56 cm

Wedrujący kosmicznie ktoś
 Wczoraj. Wczoraj we trzech wydaliśmy już drugą płytę. Michał przyszedł przede mną. Na próbę przyszedł z takim sprzętem o jakim całe życie marzyłem. Jaki miał lider Zielonych Żabek. Gitara basowa Fendera w futerale. Mój boże co to za sprzęt jak się wygląda z taką gitarą. To tak trochę jakby nie wiem co… Jakby nigdy nic. Może. Może. To nasza druga próba każdy z nas coś umie, coś nie umie, dość powiedzieć, że jak na drugi raz mamy już dwie płyty, w tym jedna platynowa. No powiedzmy że nie. Ale. Rafał wszystko nagrywa. Ja śpiewam i wymyślam na bieżąco, rapuje, rymuje w muzykę się próbuje. Wpasować. Choć właśnie początkowo brakował nam właśnie muzyki. Początkowo myślałem że coś napiszę i wtedy będzie łatwiej. Muzyka zabrzmi a ja wejdę w nią jak w masło. Nie, bo musimy wszyscy razem zbliżyć się do swoich linii melodycznych i zagrać na trzy linie w jednym kierunku. Co bywa tyleż dla nas trudne co łatwe. Ale się udaje coś nas porwie po połowie i już bas podrywa nas. Gitara, para, piłuje. Pracuje lekko masuje. A ja  gorąco śpiewam na bieżąco. I takie tam ale akurat to co przytoczyłem to nie to bo tamto jest nagrane z tą energią jedyną bez przygotowania. Taka totalna sztuka bez przygotowania, że człowiek sam dla siebie tylko i sobie w ufności pogrążony. Same absurdalne nuty. Czy nam chodzi o dokładność. Możemy wszystko, zacząć i nie skończyć koncertu. Możemy muzykę wypuścić i zatrzymać, lub zaciąć, może śpiew poskromić w melorecytację. Możemy. Wszystko. Muzyka mogłaby nabrzmieć w swoim pięknie, być polną leśną, łąką. Mogła by, a do śpiewania by nie doszło. Hania drania bez trzymania. Większy brak reguł. Choć jednak trzymamy. Jesteśmy po pierwsze nastrojeni w gitarach i ze sobą również. Mamy już kilka potencjalnych przebojów. Nie uzurpujemy sobie prawa do groteski kabaretu czy rechotu. Jakkolwiek odrobina szyderstwa i dystansu tak. Mamy taki utwór na przykład pozdrawiam Cię Włochu po trochu. Szczęśliwie wczoraj ustaliliśmy, że spotykamy się aby komponować. Nagrywamy owszem. By się nie powtarzać. Mieć z czego wybrać. Mamy już utwór który przenosi nas w świat zwierząt. Oto grając i ćwicząc, komponując szukając. Zostawiliśmy muzykę lekko od niej powoli oddalili. Został brzdęk gitary zawodzącej w tle. My zaś z Michałem na dwa głosy zaczęliśmy gdakać. Rozpaczliwie wydobywając zwierzęcość z siebie. Przerażone kury porzucone, jak owca bez stada. Próbują zrozumieć świat. A Świat oddala się i pokazuje coraz większą dowolność. Przyroda zaś staje coraz bardziej bezkształtną masą. Wieczornej plamy, mroku. Głucho wszędzie. Teraz już kury nie próbują go zrozumieć. Próbują go ogarnąć skrzydłami, zamknąć przy sobie wyciszyć. Aby rozpacz wyrazić, krzyk. Zamknąć jednym zdaniem jak muchę w pudełku od zapałek. Jak to mówił Tadeusz Konwicki w swoim filmie ustami Wojciecha Siemiona. Hopssa. Teraz zaś wydaje się, ale o tym musimy pomówić jako zespół. Po drugiej udanej próbie możemy mówić jako zespół. Wędrujący kosmiczny ktoś, jest może trochę o nas. Trochę o zaświatach, o komponowaniu przy poniedziałkowych jesiennych wieczorach. Te wieczory zresztą przenoszą na kartofliska. Do dymu z Sichowa. Do szeregu topoli aż na samą górę. ..

poniedziałek, 23 września 2013

idę do Paryża

olej na papierze 28X56 cm

Wernisaż, Hofchsztaplerzy w sztuce. 
Ja już od paru dni wiem że idę na wernisaż, to moje wyjście na miasto na wolność, łańcuch został trochę upuszczony. Moja smycz sięga aż na Warszawę Wschodnią. Wyczekuje kiedy tylko Karinka wróci z pracy i  już w blokach startowych zdobywać miasto. Ubrany w melonik, marynarkę trochę staro ale z zarostem i odpierdolony na obcasie. Jedynie że kilka minut zostało do Skmi a jeszcze bez pigwówki i dwóch piw dla siebie i Rafała. On ma wskoczyć do pociągu w centrum. Wskoczył. Zatem na pełnej parze wysypujemy się na peronie. 
Zaraz się okazało że Praga nas skołowała, ale nie tylko nas, stalowe drzwi odnalezione, idziemy z przyjemnymi ludźmi. Przyjechali czarnym luksusowym autem dwóch pogodnych chłopaków i jedna dziewczyna. Mój Boże mówimy sobie na Ty czyli nie jesteśmy jeszcze dziadkami. Ale zaraz znać że jacyś lepsi, że się wiedzie. Nacieramy razem, my podłączyliśmy się do nich albo oni do nas, wszystko jedno. Po schodach na górę i pierwsze możliwe drzwi czy to tu. Nie nie tu, ale wejdźcie proszę, wchodzimy tu też galeria, tam mnóstwo świecidełek, gitara wyłożona kolorowymi malutkimi kosteczkami, kafelkami manekiny przystrojone tą samą materią, obrazy oprawione, całkiem niektóre zupełnie niezłe na malarstwie oparte na smagnięciach pędzla, jakąś narracja jakby od surrealistów ale bardziej podobne do malarstwa jako takiego. Malarstwa które niesie sobą wartość smą w sobie na geście smagnięciu rozmazie, tworzy realność innego rzędu. Lecz to jakby za efektowne jeszcze, za ugładzone po mieszczańsku, ale możliwe iż o to chodzi. Tylko że to nie ten wernisaż. 
Szukamy dalej, nie ten dziedziniec nie to wejście, o jest to. Oto jesteśmy zaczęło się. Przemowa trzech artystek, jest młodo na obcasach nawet uroczo i pięknie, nieśmiało drgająco i wdzięcznie. Ale obrazy już nie takie już nacechowane agresją, nie chcą się podobać chcą być, chcą rozszarpać na dużo kawałków. Obrócić na pięcie i mocnym kopniakiem dać do zrozumienia gdzie mnie mają. O Jezu, nie zobaczą, nie zauważą mnie już sięgam do kieszeni, mam wizytówki. Jestem. Jedna  z artystek mówi że cale życie chciała namalować taki biały obraz. Coś jakby biała niezapisana karta. Obraz który trzeba sobie dopowiedzieć w całości. Chyba to odważne, ale czy wobec tej owcy która odłączyła się od stada? Z drugiej strony czy ktoś by zniósł kurę na krzyżu, albo głowę krowy oblepioną muchami. Teraz już nam zniknął ten cyniczny i najedzony humor. Kim jesteśmy, co tutaj chcemy gdzie moja smycz. Dwaj emigranci z Włoch, wygodni, stoimy pod ścianą. – To co pijemy i spadamy pada. Na koniec jeszcze na pigwówkę zaprosimy Karolinę na stronie. Tam zaś zobaczą kto bystry zajebisty że aż przeźroczysty. Przecież zobaczą. Tak też się stało, zobaczyły. 

piątek, 20 września 2013

zmiana ustroju w Jaworze

olej na papierze 28X56 cm

…Najpierw ta siostra. Pielęgniarka, musiałem mieć ponad sześć lat. Nas na sali też sześciu. Moje łózko przy drzwiach a ona wieczorami przychodziła tylko do mnie. Ja byłem najbliżej. Albo to ona wcześniej mnie tam ułożyła lub nie pamiętam dlaczego. Możliwe że nie chodziło o łóżko.  Ta siostra przychodziła do mnie siadała na brzegu poprawiała mi kołdrę, czułość ciepło i kobiecość wypełniła mnie po całości. Nie pamiętam czy mi coś opowiadała, ale była. Musiała być piękna ale nie umiem powiedzieć czy zwróciłbym wówczas uwagę na inną kobietę. Ta wieczorna okoliczność była dla mnie dziwnie podniecająca. Choć w ciągu dania nie myślałem o wieczorze. Dzień wypełniał mnie chodziłem do szkoły jak inne dzieci, na rehabilitację, ćwiczenia, zajęcia, terapie, oraz zajęcia pozalekcyjne … 

czwartek, 19 września 2013

Zaraz Cię Zjem

pisak permanentny, akryl 29X21 cm

Jest tyle rzeczy których nie dam rady już opisać. Zatrzymuje się na chwilę, daje play i widzę że życie rozłazi mi się na wiele stron. – Janusz czekam kiedy napiszesz książkę. A więc jeśli powstanie to za namową Doroty. Nie mogę jednak pominąć Karusi i Basi, bo na co dzień największe wsparcie mam właśnie tu. Mam czterdzieści dwa lata jestem dyplomowanym malarzem, magistrem sztuki jak mówią i właśnie przestałem przynosić regularny dochód do domu. Co dotychczas było nie do pomyślenia. Również dla mnie, zwłaszcza kiedy związywałem sobie na szyi kredyt na 30 lat. Teraz jak się okazuje istnieje taka możliwość iż w oczekiwaniu co przyniesie życie zaczynam bardziej kierować uwagę na siebie. Staję się niejako artystą uznaję że moje życie ma wartość bardziej uniwersalną, jest już nie tylko dla mnie. Jełem tedy rozpatrywać koleje swojego losu i szukać w nich co zrozumiałem paliwa do napisania tej książki. Wszyscy moi znajomi wszyscy ludzie których wcześniej widziałem spotkałem zaczeli pchać się lub cofać. Kto, kiedy dlaczego. 

środa, 18 września 2013

anonimowy oficer Rosyjski przed opuszczeniem Polski wypala ostatniego papierosa



olej na płótnie 40X50 cm

Obraz o 17 wrześniu o tym że palenie zabija i że tego dnia Rosjanie najechali i jak również opuścili Polskę. Tego dnia postanowił odejść Stanisław Ignacy Witkiewicz który zastępował mi ojca. Ponieważ pomijając wzrost był bardzo do niego podobny. Mój ojciec w tamtym czasie często znikał dlatego wpatrywałem się w autoportret Witkacego wyobrażając sobie że tata pozuje w jakimś kożuchu gdzieś w Zakopanem…

    W końcówce lat siedemdziesiątych zaczął się mój okres pamiętania, do oczywiście czas magicznego dzieciństwa. W Sichowie zaraz obok naszego domu ustawiał się dwa razy w roku wartownik. Miał dużego białego lizaka i dużą gwiazdę na białym hełmie. Stał na takim malutkim przystanku zrobionym z desek. Służył dla pracowników kopalni barytu w Stanisławowie jak jeszcze kopalnia działała. Pracował tam mój ojciec nawiasem mówiąc. Wartownik zaś stojąc tam jedno popołudnie kierował wojsko na naszą górę Potapińską w stronę Stanisławowa. Rosjanie z Jawora mieli tam swój poligon ale do dzisiaj nie wiem po co przyjeżdżali. Może chcieli żeby szybciej im czas zleciał. Dziwne to było sąsiedztwo my pasący krowy, i oni wojsko. Krowa w każdej chwili mogła wtargnąć do ich jednostki zrobić im mesu, ale nasze krowy były karne i dobrze ułożone. My byliśmy u siebie dzierżawiliśmy tą górę od gminy. A ja chciałem zawsze jak to chłopiec usłyszeć jakieś wystrzały, wybuchy albo dotknąć chociaż prawdziwego pistoletu. Oczywiście baliśmy się. Poczołgaliśmy się kiedyś do brzegu skały aby z góry zobaczyć na wojsko. Zdarzało się wówczas że jakiś żołnierz wychodził za nami, na chwilę przysiadał, gawarił. Próbował opowiadać, coś pytać. Ale nie mówił po naszemu więc urywało się… wtedy na migi pokazał że chce mleka i jajek. Zdawaliśmy relację w domu i nazajutrz mama przygotowała dla nich malutki podarunek, butelkę mleka i sześć jaj. W zamian otrzymaliśmy garść gwiazdek, oni to nazywali znaczkami ale to były malutkie czerwone gwiazdki z dwoma drucikami, wpinało je się w kołnierz i miało.

wtorek, 17 września 2013

siedem lat

23X25 cm akryl na papierze

Siedem lat minęło od kiedy się znamy, sześć od kiedy Karinka zmieniła nazwisko… Wino, moździerz, banan, obrus papierowy, kolor niebowy rozdrapuje się od spodu. Jest dziewiąta rano a ja już w pracowni na Pużańskiej, chciwie chwytał chwile jesieni. Już przedostatnie. Wkrótce zabuduje drzwi garażu styropianem i przestanę wychodzić choćby na chwilę na zewnątrz.
-Jaki piękny jest świat nie do opisania. A ty co oglądasz Janusz. Jakie programy oglądacie. Czy dożynki w Spale na przykład. Jak pięknie, jak poubierani ludzie, kobiety młode, rumiane. Coś pięknego. Nie jak kiedyś, ludzie ze wsi są wykształceni, zadbani. Albo balet jacy piękni młodzi ludzie, jak się ruszają… Pan Jan jest niemal tak samo jak ja chciwy życia. Ogląda je w telewizji, naokoło niego ludzie gasną…
W najbliższej perspektywie zima. Zimą jestem jakby bardziej zamknięty i skupiony na sobie. Patrzę na obrazy z piątku, Ten obraz Maćka jest taki odbijający światło, jakby cały czymś natłuszczony, w jarzeniówkach w garażu wisi w lekkim cieniu, nie widać twarzy za to cały obraz pokrywa struktura wielu obrazów pod spodem. Zdaje się jeden z nich pochodził z czasów kiedy urodziła się Basia i pierwszy raz uświadomiłem sobie wtedy jak bardzo i mocno oraz bezlitośnie tyka zegar…

poniedziałek, 16 września 2013

Kobieton z Włoch z ulicy popularnej




Aby pozbyć się pytań o czym jest ten obraz zaznaczam od razu w tytule. Jest on o całej ulicy popularnej. O kobietach i namiętności od poniedziałku do niedzieli. Dzielnicy z którą połączyła mnie miłość i rodzina. Jak również przyjaciele. Oni nawet przed miłością i rodziną.
Skacz kurwa i to jak najszybciej … taką drogę mi wskazał serdeczny kolega z pracy Robert. Wskazówka dotyczyła dylematu jaki mnie nurtował pod koniec 2005 roku.  To właściwie rozdział mojego życia pierwszy. On zmienił mnie najradykalniej. W krótkim bowiem czasie stałem się właścicielem mieszkania, kochankiem, mężem i tatą. Później przez dłuższą chwilę się wahałem między malarzem a pisarzem ale w sumie pies to jebał. Kupować czy nie. Ten dylemat był ważniejszy. Mieszkałem wtedy w sześciu wynajmowanych miejscach w Warszawie od lat pięciu. Smutek zagościł w moim sercu bo pragnienie posiadania swojego mieszkania przesłaniało mi radość życia. O którą było trudno naokoło. Miałem już dość tych od padniętych od społeczeństwa pojebów, którzy wynajmowali komuś ze swoich mieszkań pokój. Bo mieli marginalne prace w domach kultury. Albo byli pijakami albo pedofilami albo dwa w jednym. Dzieliłem z nimi łazienki stoły w kuchni i przedpokoje, ten zapach przegranych zgorzkniałych ludzi napawał mnie smutkiem i goryczą, wiedziałem że żadna kobieta nie potraktuje mnie poważnie do półki nie zmienię adresu i pracy.