czwartek, 30 stycznia 2014

ślepy jeździec




http://www.saatchiart.com/art/Painting-blind-rider-blind-instinct/267175/1901004/view

ślepy jeździec, technika mieszana 33X37 cm 

Tekst nie ma związku z obrazem. Pomyślałem że ten facet wygląda jak gender albo jeszcze gorzej jak gender skrzyżowany z posłanką. Jego oczy zwężały się coraz bardziej. Śmierdzi mu chyba w tym tramwaju którym jechaliśmy razem. Ja na Domaniewską on gdzie trudno powiedzieć. Możliwe że przeciętne życie wypisało na jego twarzy przeciętność, oschłość i nienawiść z czasem ostrość wyblakła została przeciętność i nienawiść tym większa im trudniej było się poruszać. Jeszcze te tramwaje jeszcze jakoś. Ta jego nienawiść zaczepia mnie. Czyżbym mu był coś winien. – Czy ja jestem Panu coś winien? Najpierw grzecznie później wstanę. Już wiem zignoruje, nie będę patrzył i nie dam się sprowokować. Tak też zrobiłem. Zatopiłem się w sobie i jadę dalej. W międzyczasie rowerzysta na wysokości Rakowieckiej zaraz obok tych domków wojskowych usiłował wygrać ze śniegiem. Kilkakrotnie wskakiwał na rower i zeskakiwał. Jechał wolniej niż idąca za nim kobieta. Razem zrobili sobie skrót. Jednak upór tego chłopaka był magnetyzujący. Nie poddał się dalej jechał a wolniej niż kobieta i mniej wysiłku by miał gdyby prowadził rower przez ten krytyczny odcinek. Wróciłem uwagą do tramwaju. Był koniec stycznia zimno i śnieżnie. Płatki tańczyły tworząc wspaniałą rewię i karnawał. Zwieszając świat w gęstej mgle. Tramwaj okryty puchem pruł pierzynę. Miał przytłumiony przyjemny szmer szyn. Ja siedziałem ja rozmyślałem co przyniesie przyszłość czy dokona się jakiś zwrot przecznic, przestawią mnie na inny tor. Napiorę pędu. Jechałem obok tych bud na rogu Rakowiecka i Odyńca. Przecież tam w słoneczne dni dawali pokazy Peep Show. Ta wesoła myśl mnie rozświetliła. Teraz spojrzę. Ten nienawistny gender nie zmienia swojego wyrazu. – Co chce powiedzieć. Świadomnie nie wyciągałem nic do czytania.  Nie odpuszczę mu ale literatura, ale się dzieje gdybym mógł te wszystkie iskry opisać znalazł bym stracony czas. Tak byłoby ale co z czasem w którym pisałbym o tym. Czy on mógłby ocaleć, czy mógłby mieć wartość jako czas zatrzymany utrwalony. Czy ja ocaleję. Współodczuwałem na cały tramwaj. – Acha tu jest źródło nienawiści. Za plecami mojego gender siedział właściwie profilem do mnie równie stary jegomość. Miał na sobie zbrodnię i karę a w sobie gorączkę i lekkość. Społeczeństwo pożegnał już bardzo dawno, śmierdział w szlachetnych rysach szaleńca. Oparty o poręcz siedzenia sąsiada zawieszoną ręką, wygodnie rozłożony. – A więc temu gender to przeszkadza że Roskolnikow taki swobodny, ta oparta ręka. – Może o to tu chodzi. Czy mam to zostawić. Roskolnikow ma ze sobą całe życie w dwóch torbach. Zaraz wystawi siekierę i zrobi z Gendera Lizawietę. Złowieszcza Torba czarna wisi nad jego głową jak wołanie losu. Wisi na poręczy oblana czernią za uszy. Jak by dobrze porąbał Gendera to by go tam zmieścił Siedzi bez czapki w płaszczu jesionce, siedzi swobodnie aż nazbyt. Marynarka dla bezdomnych konkretnie poplamiona i konkretnie oddalona od tego w co ubieraja się Tomasz Lis, koszula w kolorze trudnym do ustalenia niech będzie że szarym. Był pogodny siwe włosy w nieładzie nadawały mu duży urok. Mógł być kapitanem Titanica lecz został studentem prawa. Prawa które sam stanowił i ta jego pewność siebie i zapach musiały bardzo drażnić otoczenie w tramwaju linii 19, Zwłaszcza gendera odwróconego do niego tyłem zwłaszcza łokieć na poręczy uwierał jak słowo boże którego ten nie rozumie. Srogie słowo, każe gender się wstydzić i leżeć, każe mu pokutować i zapłacić za grzechy. Gender nie ma z czego bo jest biedny emeryt. Leżeć zatem musi naprzeciw mnie z drugiej strony nowoczesnego tramwaju. Tak że będąc po drugiej stronie byliśmy do siebie zwróceni. Ja i on. Zabieg ten pozwala oszczędzić miejsca i stworzyć społeczeństwo obywatelskie. Ludzie ocierają się o siebie i muszę współpracować, są na siebie jakby wrzuceni skonfrontowani. Ale to nie to pokolenie będzie tworzyć obywateli. Społeczeństwa rozwinięte chcą przyspieszyć ten proces i stąd w tramwajach taki układ miejsc.– Społeczeństwa obywatelskiego w którym zwierzęta ogląda się w zoo bądź cyrku. Tak jak w szkołach rozwiniętych ławki dzieci są zwrócone do siebie aby się widziały i ze sobą w okręgu współpracowały. By były odpowiedzialne za swój los oraz się nie wykorzystywały. Tworzą społeczność o czym nie wiedzą – Siedział ten emeryt całe życie w takiej ławce zapewne i nawet nie pomyślał żeby ją przestawić. A może błąd jest w mnie i ja wszystko wyolbrzymiam demonizuję – Szukałem błędu. Istotnie wyobcowałem się ze świata ludzi. Bliższy mi był kolor i jego prowadzenie niż współpraca ze społeczeństwem którego nie ma.
– Prochem jesteś i w proch się obrócisz. Szeptał Gender. Boleść go uwiera chcę mu współczuć ale i ja boleję. Chętnie dałbym mu w ryj aby to strząsnąć proch z jego twarzy i nie boleć. Tramwaj nie ustaje. Płatki śniegu zabierają widoczność a Roskolnikow nic nie robi z siekierą. Dalej siedzi i pochyla teraz głowę, jakby coś rozważał ale na wesoło. Na jego długim nosie wędruje skroplone powietrze od gęstniejącej atmosfery tramwaju, zatrzymuje się na czubku i tworzy krople. Kropla nie może się oderwać a ja zastanawiam się czy czekać aż spadnie. Gdy tramwaj zatrzyma się gwałtownie na pewno. Jakoś mnie to odpycha jednak. Czyż bym stracił granicę rozumu, zajmuję się takim drobiazgami. Czy kpię zgubiony już na amen. Normalnie należało zrobić unik ale dam mu znać że to wszystko widzę i wiem. Ostentacyjnie wyciągnąłem rękę w kierunku gender nie patrząc mu w oczy ujawniłem swoje wewnętrzne wzburzenie. Palcami zrobiłem trening jakbym miał zrobić jakiś większy ruch, jakbym miał zagrać na jego twarzy jak na pianinie ale wyraźnie, że bardziej strzepuję pyłek z ubrania puch marny niż zajmuję się jego nastrojem i mordą. Nie patrzyłem już w tamtą stronę. Za chwilę obaj zniknęli ja zaś pojechałem w białą pierzynę śniegu. – Wisiała siekiera w czarnym worku w tramwaju na Mokotów. W samo południe pod koniec stycznia.

wtorek, 28 stycznia 2014

Trzy głosy


Już mój Boże wiem że jej nie opowiem tego wszystkiego. A jeśli to zrobię to głosem nie swoim. Do tamtego świata. Nad grobem wyszeptam jej wszystko, jak w modlitwie. Co ustaliłem co wydawało mi się tylko co nie albo zamilknę na zawsze. Tak jakbym rozmawiał z mamą. – Dowiem się wszystkiego postanowiłem wszystko spamiętam, wszak najważniejsze pamiętać. Dodawałem sobie otuchy kiedy stawiałem pierwsze kroki na lodzie. Wykonam śledztwo muszę się upomnieć o tych ludzi. Jestem wystarczająco romantyczny. Wiem że oni są bici i im już nie zależy. Zmienili swoje położenie, zostali wyrzuceni. Ale oni stanowili o historii, oni cierpieli, śmiali się i liczyli chwile, oni nie zmarnowali lecz przeżyli swój czas. Tak przeżyli i mają prawo głosu. Upominają się o swoje. Którym głosem czy z tej strony jeszcze tlącym się ale już w drodze na tamten świat. Czy głosem z tamtej strony. Ze snu.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

reminescencje



 Dla Magdy wyczekiwanie wiosny
 Na początku kwietnia w końcówce marca, w czasie kiedy zima na tyle już zeszła z pól i łąk że człowiek widząc to widząc już czuje że jego serce zaczyna chłonąć lato. W tym roku jednak zima nie chciała puścić wiosny. Trzymała ją na mocno za gardło w kleszczowym uścisku. Lodu już nie było ale woda w jeziorze na Zgierzu miała najwyżej 4 do sześciu stopni. Po długiej zimie Rysiu nie mogąc się już dłużej czekać, ubrał się w piankę i wyszedł na spotkanie wiosny, wyciągnął deskę, żagiel i maszt. Odprasował go w myślach i naciągnął na maszt. – Ot co. Mruknął podskakując z radości. Zaraz później postawił pionowo całość rozbujał i wskoczył. Złapał równowagę. Poszybował z wiatrem lekko hen. Tyle go było. Powiedział później jego kolega z jednostki.  – Dla mnie idealnie, mruknął Rysiu przeciągając kości jak to miał w zwyczaju. Na desce czuł wolność. Był bardzo postawny i mógłby grać Bonda w następnym odcinku. Jednak wybrał pokera i sport. Deska tymczasem nabierała węzłów w porywistym i dość jednak silnym wietrze. Coraz bardziej niebezpiecznym. W słońcu pruł jezioro i chłonął słońce które o tej godzinie dawało zapowiedź wiosny. – Coś dla mnie pomyślałaby Magda gdyby go wówczas znała. Magda wtedy patrzyła również w stronę słońca u siebie na balkonie. W domu rodzinnym okazałej Willi na Ligocie i również zastanawiała się kiedy przyjdzie wyczekiwana wiosna. Tymczasem na Zgierzu Rysiu osiągnął już takie oddalenie od brzegu, że mógłby zamknąć oczy i zdać się już tylko na prąd. – Najlepsze chwile przede mną, najlepsze chwile...  Zanucił sobie. W tym momencie otrzymał potężne uderzenie. Niespodziewane i nieobliczalne. Przyroda wzburzyła się wiatr stał się porywisty i wściekły jego gwałtowność wymknęła się spod kontroli.  nie obliczalnej przyrody. Wszystkie możliwe nuty utonęły w jednej chwili
jak świtezianka. Szykowała się monstrualna katastrofa na którą najmniej był przygotowany. Siła uderzenia sprawiła że deska zakoziołkowała kilkanaście metrów do przodu, a wyrwany maszt pociągnął go do wody. W takich chwilach traci się grunt i Rysiu go właśnie stracił. – Należało jak najszybciej dopłynąć do deski. Należy deska, rozpaczliwie kierował myślami i ciałem. Jednak szybko zorientował się że traci cenne siły na coś co nie jest pewne. Deska oddalała się dwa razy szybciej. – Czego mogę być pewien w takiej chwili. Spojrzał w stronę brzegu. Było lekko licząc kilometr i dwieście metrów. W linii która nie uwzględnia prądów. – W takiej chwili uwierzcie mi. Opowiadał później Rysiu na Hellu nad brzegiem morza wyświetla się wszystko przed oczami co doprowadziło do tego punktu i jeszcze wyraźniej wszystko co mnie może uratować z tego punktu. Wszystkie filmy i książki, wyszukiwarka przetrwania w kilka odnajduje i odświeża w pamięci każdą wzmiankę. Zimna woda, długie pływanie w zimnej wodzie...Już wiedział. Złożył się do spokojnego oddechu, bez nerwowych ruchów początkowo żabką później na plecach. W dwóch trzecich odległości zaczął znacząco słabnąć. –Jezu tak wygląda koniec. Odwrócił jeszcze na chwilę głowę przed zamknięciem oczu i zobaczył konar drzewa. Wydał mu się srogim katem który przetnie zaraz sznur gilotyny. – Dalej, co ma być. Konar sterczał niemo znad wody. A więc to może jest znak. Wdrapał się nań i skulił w piance aby tracić jak najmniej ciepła. Od tej chwili każda minuta znaczyła wieczność. Tymczasem w jednostce zaczęto się niepokoić gdyż zapowiadany najwyżej godzinny pobyt Rysia na jeziorze wydłużył się nieoczekiwanie do trzech godzin wszczęto poszukiwania. Objechano całe jezioro i go nie odnaleziono. Dość nerwowo dowódca jednostki przyjął tą wiadomość. – Jak to go nie ma, łódkę i na jezioro szybko. Zanim wyciągnięto, odpalono po zimie z garażu motorówkę minęła dobra godzina. Kolejna już czwarta godzina siedzenia Rysia na konarze. Był wystarczająco wyziębiony aby przestał na cokolwiek czekać i wystarczająco przerażony aby  wejść do zimnej wody ponownie. Dowódca patrzył na jezioro i zastanawiał się od której strony zacząć poszukiwania. – Nie dobrze jęknął, mój Boże ... Przepatrzył jeszcze raz linię tafli wody lornetką i zatrzymał na konarze drzewa który wydał mu się nieco bardziej wyższy tego dnia od wczoraj. Bardzo daleki czarny punkt – Może... pomyślał może tam. To był właśnie szczęśliwy kierunek i szczęśliwy koniec. Wyziębiony Rysiu na drugi dzień był już na nogach. Został mu po tym przeżyciu nieprawdopodobny spokój wewnętrzny. Nawet dzisiaj Rysiu opowiadałby tą przygodę ze szczególnym spokojem właściwym tylko dla ludzi którzy popatrzyli śmierci w oczy.

wtorek, 21 stycznia 2014

kiedy róź pąsowieje na twarzy


Wczoraj śmieszny fragment. Reżyserka, młoda piękna delikatna wyciszona gdzieś znad morza spektakl zrobiła piękny rozbierany o ciele ludzkim, chciwości, żądzy namiętności i braku granic między tym co intymmne tym co na sprzedaż. Kupczenie ciałem jakby to powiedział koń. Świetny obyczajowo odważny zaprezentowała spektakl. Po którym Pani prowadząca robiła coraz okrąglejsze oczy że to wszystko takie zwykłe artystycznie wytłumaczalne. Przeszła do drugiego stolika tam zaś towarzystwo już leci sexem po całości i to jest odpowiedź na list biskupów. Jedna Pani mówi że ona nie wyobraża sobie orgazmu bez szaleństwa, ktoś dopowiada i bez penetracji ktoś dodaje i zaraz się okazuje kto.
Towarzystwo się rozkręca ten ów dyskretnie zagląda co widzi kamera a czego nie. Sztuka oswobadza ludzi, przypuszczam że i ja poczułbym się swobodniej gdyby zgasili światło w punkcie kulminacyjnym z pewnością nie odpowiadałbym tylko za siebie. – Tak trzeba zacząć hucznie nowy rok, powtarzałem sobie już od kilku dni i wyczekiwałem kiedy oddam fajerwerka prosto w kosmos.
Tylko tak wyobrażałem sobie właściwy start w 2014 rok.  

poniedziałek, 20 stycznia 2014

z cyklu płotki


Nie wiem dlaczego podoba mi się ten nieco banalny i dlatego taki codzienny temat. Łączy się z próżnością zakupami, a przede wszystkim z ekscytacją i sexem, gdyż czemu służy plotka tak naprawdę. Mówimy na przykład bzyknął bym ją bądź jego i w tej lekkości opisu już jest zawarta plotka coś niepoważnego. Sądzę również że te procenty mają uwiarygodnić jacy jesteśmy nie wnikając oczywiście w tendencyjność badań. W kreację zdarzeń medialnych. Plotka to informacja podniecająca żyjąca na wysokości naszego rozporka myślę przez to taka codzienna i nam bliska. Przygotowuję się do wystawy na temat Plotek. A zatem ten cykl dotyczy plotek. Użyłem języka angielskiego aby nie zamykać się w Polsce. To temat który wydaje mi się kluczem do mojego malarstwa gdyż uważam że moje całe życie jest plotką, z tego powodu wszelkie badania dotyczące procentów są dla mnie pożywką do komentarza społecznego. Interesuje mnie wyłącznie aspekt sexualny. Gdyż on jest najbardziej uniwersalny i ludzki właściwie każdej rasie na wskroś podziałom. Najtrudniej mi znaleźć balans między ilustracją a sztuką z jednej strony napisy i badania są bardzo ważne, z drugiej sama ilustracja która chwilami ociera się o wulgarność. Być może połącznie malarstwa z tekstem naklejonym na szybie przed obrazem jest właściwa, być może, jest filtrem czy osłabia nawet wulgarność. Rozważam to od dziś, bo też i dziś rozmyślam nad tą wystawą.
Rzecz jasna rzeczy nabierają dla mnie większej niż dotychczasowa wartość malarska. Malarstwo rozszerza formułę tym samym w stronę przekazu, może obiektu ale to za dużo powiedziane..


nieśmiertelność przed nami





Badania i sądy oto czym żyjemy w demokracji, to one tak naprawdę ukierunkowują nasze myślenie o nas samych o naszym erotyzmie. Ple, ple. Chciaż natury nikt nie oszuka w tym upatruję szansy na sztukę. Sądzę te procenty mają uwiarygodnić jacy jesteśmy nie wnikając oczywiście w tendencyjność badań. W kreację zdarzeń medialnych. Plotka to informacja podniecająca żyjąca na wysokości naszego rozporka myślę przez to taka codzienna i nam bliska. Przygotowuję się do wystawy na temat Plotek. A zatem ten cykl dotyczy plotek. Użyłem języka angielskiego aby nie zamykać się w Polsce. To temat który wydaje mi się kluczem do mojego malarstwa gdyż uważam że moje całe życie jest plotką, z tego powodu wszelkie badania dotyczące procentów są dla mnie pożywką do komentarza społecznego. Interesuje mnie wyłącznie aspekt sexualny. Gdyż on jest najbardziej uniwersalny i ludzki właściwie każdej rasie na wskroś podziałom. Najtrudniej mi znaleźć balans między ilustracją a sztuką z jednej strony napisy i badania są bardzo ważne, z drugiej sama ilustracja która chwilami ociera się o wulgarność. Być może połączenie malarstwa z tekstem naklejonym na szybie przed obrazem jest właściwa, być może, jest filtrem czy osłabia nawet wulgarność. Rozważam to od dziś, bo też i dziś rozmyślam nad tą wystawą.
Rzecz jasna rzeczy nabierają dla mnie większej niż dotychczasowa wartość malarska. Malarstwo rozszerza formułę tym samym w stronę przekazu, może obiektu ale to za dużo powiedziane..

Basia i biblioteka po raz wtóry


Rzecz jasna rzeczy nabierają dla mnie większej niż dotychczasowa wartość malarska. Malarstwo rozszerza formułę tym samym w stronę przekazu, może obiektu ale to za dużo powiedziane..

niedziela, 19 stycznia 2014

Bracia Rosjanie opuszczają nas

28X32 cm olej na papierze
Widmo bezwładu
Legnica pustoszała w 1993 roku, ostatnie składy kierowały się w stronę wielkiej Rosji. Nasi bracia opuszczali nas gdyż zmieniał się klimat. Szło ocieplenie. Znowu zostaliśmy sami. Patrzyliśmy na gwiazdy a każda z nich była przeklęta. Skażona krwią i terrorem. Na co dzień byli to ludzie tacy jak my jak ja. Nie mogę powiedzieć że brak mi energii, jestem człowiekiem energicznym na granicy szaleństwa powiedziałbym nawet.
Zwolnili mnie z roboty. Jakoś na początku września. Czesław powiedział mi tylko zdawkowo – Jasiu musimy Cię zwolnić – Widziałem że ciężko mu patrzy z oczu – Musimy przyspieszyć – Mówił jakby bardziej do siebie a ja przecierałem coraz bardziej oczy. – Biedny Czesław był wplątany w swoje nowe stanowisku, dzisiaj wiem że tak miało być i bynajmniej nie rozpamiętuje. Ten czas bezpowrotnie odjechał na wschód. 

czwartek, 16 stycznia 2014

widok z okna na cerkiew we Wlodawie


poprawiona cerkiew we Włodawie olej na tekturze 21X15 cm


– Całkowicie inaczej jest przy oknie w kuchni z widokiem na świat. Inaczej jest być zgiętym jak Kundel w pół. Inaczej na kanapie, a jeszcze inaczej spoglądającym z drugiego piętra.  – Rzuciłem jakąś mało znaczącą uwagę o położeniu pisarza i jego perspektywie. W rozmowie którą odbyłem w mediach sam ze sobą. Uprawiam takie rozmowy,
one pomagają mi zrobić karierę oraz zainteresować moją duszą.
Są wygodne dla obu stron. Oni nie muszą pytać ja odpowiadać. Tym się różnimy że ja mam z tego coś więcej niż reklamę. Mam swój obraz.
Jest wprawdzie nieco zasłonięty w pół firankami. Ale wiedzę siebie wyraźnie jak stoję nagi przed absolutem w worku po kartoflach. Gryzie mnie jak Kundel.  
Jakże jestem uwiązany, jak powtarzalny – Co mnie uratuje. – Pytałem– Jedna myśl goni drugą, ta się nieco rozchodzi w inną i tak bez końca. Wszystko bez ładu. Gdzie konstrukcja. Przecież tak się nie da. Powiedzą zaraz że skończył się nawet nie zaczynając. Toż to będzie dopiero start. 
– A zwycięstwo jest o włos. Budzę się tą myślą, zwyciężę dziś jakąś drobną rzecz. A później doczekam gromu z jasnego nieba. Na przykłada jakiś nałóg bez którego można żyć. – Przecież to proste i budujące. W sensie nie ma co myśleć jak to się skończy tylko właśnie kroczek jeden, kroczek drugi, byle iść. Tak pisać po kroczku – Jeśli nie ma metody– Przecież ja tylko znam cenę. – Nie da się pokonać nałogu. Jeśli ktoś jest nałogowcem – Powiedziała mi kiedyś Magda, kiedy rozmawialiśmy o tym wszyskim. – Zastępuje się jeden nałóg innym, tak to już jest. Ja kiedyś próbowałam rzucić palenie. Nie udało mi się to. – Rozmawiałam z Ojcem. – Jesteś jak pralka, Powiedział ­– starego typu, tylko jeden program.

Uznałem i pomimo innych perspektyw oboje widzieliśmy to samo. Jeśli człowiekowi nie miły świat jeśli atrakcyjniejsze jest coś co go oddala co go zatraca. Coż w tym złego jeśli to nie kosztem najbliższych. – No właśnie koszt. – Deska ratunku dla tonącego. Przypominam sobie dla odmiany słowa swojego ojca Mariana. Jak mało znam jego słów. – Jakieś mocne zdanie, jego sens bardziej, że nie wolno podawać topielcowi ręki, bo ma nadprzyrodzoną siłę wynikającą z histerii, widząc śmierć jest w stanie wciągnąć drugiego. Nie wiem kiedy mi to ojciec powiedział ale powiedział na pewno. – Tak jak to że nie wolno interesować się  ludźmi, jeśli mają swoje porachunki. Nawet zainteresowanie przelotne jest złe. Nie wnosi nic, naraża na niebezpieczeństwo. – Nie tówj interes mówił, nie interesuj się. Miał rację. Swoim życiem trzeba żyć tylko ono coś znaczy. Trudno powiedzieć czy mój ojciec bał się ludzi. Na pewno był płodny i kochał kobiety. Czy ja mu kiedykolwiek dorównam. Przenosiłem się myślami w krainę dzieciństwa rozważałem na wiele sposobów ścieżki którymi chodziłem. Teraz jestem na ziemi niczyjej pozbawiony korzeni, w Warszawie, wyobcowany. Kto mi teraz powie jaką ścieżką iść, gdzie się nie patrzeć, komu nie podawać ręki. Tylko łza zostawia ślad na policzku jakby znała cały przebieg życia. Od łączki pod lasem i małpiego gaju aż do mieszkania na ulicy pierwszego sierpnia w na Rakowcu. Przeniosłem tu swoje niewielkie rzeczy wśród nich kolonialną walizką. Przeprowadzałem się w niej na uczelnię do Wrocławia i znaczek pocztowy Diany z  roku kiedy Wroclaw zalała powódź stulecia. Mam go ze sobą od kiedy usłyszałem na dworcu w Hamburgu o piątej rano że zginęła. Była dla mnie mitem róży z małego księcia. Matką boską niepokalaną.