czwartek, 30 stycznia 2014

ślepy jeździec




http://www.saatchiart.com/art/Painting-blind-rider-blind-instinct/267175/1901004/view

ślepy jeździec, technika mieszana 33X37 cm 

Tekst nie ma związku z obrazem. Pomyślałem że ten facet wygląda jak gender albo jeszcze gorzej jak gender skrzyżowany z posłanką. Jego oczy zwężały się coraz bardziej. Śmierdzi mu chyba w tym tramwaju którym jechaliśmy razem. Ja na Domaniewską on gdzie trudno powiedzieć. Możliwe że przeciętne życie wypisało na jego twarzy przeciętność, oschłość i nienawiść z czasem ostrość wyblakła została przeciętność i nienawiść tym większa im trudniej było się poruszać. Jeszcze te tramwaje jeszcze jakoś. Ta jego nienawiść zaczepia mnie. Czyżbym mu był coś winien. – Czy ja jestem Panu coś winien? Najpierw grzecznie później wstanę. Już wiem zignoruje, nie będę patrzył i nie dam się sprowokować. Tak też zrobiłem. Zatopiłem się w sobie i jadę dalej. W międzyczasie rowerzysta na wysokości Rakowieckiej zaraz obok tych domków wojskowych usiłował wygrać ze śniegiem. Kilkakrotnie wskakiwał na rower i zeskakiwał. Jechał wolniej niż idąca za nim kobieta. Razem zrobili sobie skrót. Jednak upór tego chłopaka był magnetyzujący. Nie poddał się dalej jechał a wolniej niż kobieta i mniej wysiłku by miał gdyby prowadził rower przez ten krytyczny odcinek. Wróciłem uwagą do tramwaju. Był koniec stycznia zimno i śnieżnie. Płatki tańczyły tworząc wspaniałą rewię i karnawał. Zwieszając świat w gęstej mgle. Tramwaj okryty puchem pruł pierzynę. Miał przytłumiony przyjemny szmer szyn. Ja siedziałem ja rozmyślałem co przyniesie przyszłość czy dokona się jakiś zwrot przecznic, przestawią mnie na inny tor. Napiorę pędu. Jechałem obok tych bud na rogu Rakowiecka i Odyńca. Przecież tam w słoneczne dni dawali pokazy Peep Show. Ta wesoła myśl mnie rozświetliła. Teraz spojrzę. Ten nienawistny gender nie zmienia swojego wyrazu. – Co chce powiedzieć. Świadomnie nie wyciągałem nic do czytania.  Nie odpuszczę mu ale literatura, ale się dzieje gdybym mógł te wszystkie iskry opisać znalazł bym stracony czas. Tak byłoby ale co z czasem w którym pisałbym o tym. Czy on mógłby ocaleć, czy mógłby mieć wartość jako czas zatrzymany utrwalony. Czy ja ocaleję. Współodczuwałem na cały tramwaj. – Acha tu jest źródło nienawiści. Za plecami mojego gender siedział właściwie profilem do mnie równie stary jegomość. Miał na sobie zbrodnię i karę a w sobie gorączkę i lekkość. Społeczeństwo pożegnał już bardzo dawno, śmierdział w szlachetnych rysach szaleńca. Oparty o poręcz siedzenia sąsiada zawieszoną ręką, wygodnie rozłożony. – A więc temu gender to przeszkadza że Roskolnikow taki swobodny, ta oparta ręka. – Może o to tu chodzi. Czy mam to zostawić. Roskolnikow ma ze sobą całe życie w dwóch torbach. Zaraz wystawi siekierę i zrobi z Gendera Lizawietę. Złowieszcza Torba czarna wisi nad jego głową jak wołanie losu. Wisi na poręczy oblana czernią za uszy. Jak by dobrze porąbał Gendera to by go tam zmieścił Siedzi bez czapki w płaszczu jesionce, siedzi swobodnie aż nazbyt. Marynarka dla bezdomnych konkretnie poplamiona i konkretnie oddalona od tego w co ubieraja się Tomasz Lis, koszula w kolorze trudnym do ustalenia niech będzie że szarym. Był pogodny siwe włosy w nieładzie nadawały mu duży urok. Mógł być kapitanem Titanica lecz został studentem prawa. Prawa które sam stanowił i ta jego pewność siebie i zapach musiały bardzo drażnić otoczenie w tramwaju linii 19, Zwłaszcza gendera odwróconego do niego tyłem zwłaszcza łokieć na poręczy uwierał jak słowo boże którego ten nie rozumie. Srogie słowo, każe gender się wstydzić i leżeć, każe mu pokutować i zapłacić za grzechy. Gender nie ma z czego bo jest biedny emeryt. Leżeć zatem musi naprzeciw mnie z drugiej strony nowoczesnego tramwaju. Tak że będąc po drugiej stronie byliśmy do siebie zwróceni. Ja i on. Zabieg ten pozwala oszczędzić miejsca i stworzyć społeczeństwo obywatelskie. Ludzie ocierają się o siebie i muszę współpracować, są na siebie jakby wrzuceni skonfrontowani. Ale to nie to pokolenie będzie tworzyć obywateli. Społeczeństwa rozwinięte chcą przyspieszyć ten proces i stąd w tramwajach taki układ miejsc.– Społeczeństwa obywatelskiego w którym zwierzęta ogląda się w zoo bądź cyrku. Tak jak w szkołach rozwiniętych ławki dzieci są zwrócone do siebie aby się widziały i ze sobą w okręgu współpracowały. By były odpowiedzialne za swój los oraz się nie wykorzystywały. Tworzą społeczność o czym nie wiedzą – Siedział ten emeryt całe życie w takiej ławce zapewne i nawet nie pomyślał żeby ją przestawić. A może błąd jest w mnie i ja wszystko wyolbrzymiam demonizuję – Szukałem błędu. Istotnie wyobcowałem się ze świata ludzi. Bliższy mi był kolor i jego prowadzenie niż współpraca ze społeczeństwem którego nie ma.
– Prochem jesteś i w proch się obrócisz. Szeptał Gender. Boleść go uwiera chcę mu współczuć ale i ja boleję. Chętnie dałbym mu w ryj aby to strząsnąć proch z jego twarzy i nie boleć. Tramwaj nie ustaje. Płatki śniegu zabierają widoczność a Roskolnikow nic nie robi z siekierą. Dalej siedzi i pochyla teraz głowę, jakby coś rozważał ale na wesoło. Na jego długim nosie wędruje skroplone powietrze od gęstniejącej atmosfery tramwaju, zatrzymuje się na czubku i tworzy krople. Kropla nie może się oderwać a ja zastanawiam się czy czekać aż spadnie. Gdy tramwaj zatrzyma się gwałtownie na pewno. Jakoś mnie to odpycha jednak. Czyż bym stracił granicę rozumu, zajmuję się takim drobiazgami. Czy kpię zgubiony już na amen. Normalnie należało zrobić unik ale dam mu znać że to wszystko widzę i wiem. Ostentacyjnie wyciągnąłem rękę w kierunku gender nie patrząc mu w oczy ujawniłem swoje wewnętrzne wzburzenie. Palcami zrobiłem trening jakbym miał zrobić jakiś większy ruch, jakbym miał zagrać na jego twarzy jak na pianinie ale wyraźnie, że bardziej strzepuję pyłek z ubrania puch marny niż zajmuję się jego nastrojem i mordą. Nie patrzyłem już w tamtą stronę. Za chwilę obaj zniknęli ja zaś pojechałem w białą pierzynę śniegu. – Wisiała siekiera w czarnym worku w tramwaju na Mokotów. W samo południe pod koniec stycznia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz