poprawiona cerkiew we Włodawie olej na tekturze 21X15 cm
– Całkowicie inaczej jest przy oknie w kuchni
z widokiem na świat. Inaczej jest być zgiętym jak Kundel w pół. Inaczej na
kanapie, a jeszcze inaczej spoglądającym z drugiego piętra. – Rzuciłem jakąś mało znaczącą uwagę o
położeniu pisarza i jego perspektywie. W rozmowie którą odbyłem w mediach sam
ze sobą. Uprawiam takie rozmowy,
one pomagają mi zrobić karierę oraz
zainteresować moją duszą.
Są wygodne dla obu stron. Oni nie muszą pytać
ja odpowiadać. Tym się różnimy że ja mam z tego coś więcej niż reklamę. Mam
swój obraz.
Jest wprawdzie nieco zasłonięty w pół
firankami. Ale wiedzę siebie wyraźnie jak stoję nagi przed absolutem w worku po
kartoflach. Gryzie mnie jak Kundel.
Jakże jestem uwiązany, jak powtarzalny – Co
mnie uratuje. – Pytałem– Jedna myśl goni drugą, ta się nieco rozchodzi w inną i
tak bez końca. Wszystko bez ładu. Gdzie konstrukcja. Przecież tak się nie da.
Powiedzą zaraz że skończył się nawet nie zaczynając. Toż to będzie dopiero
start.
– A zwycięstwo jest o włos. Budzę
się tą myślą, zwyciężę dziś jakąś drobną rzecz. A później doczekam gromu z
jasnego nieba. Na przykłada jakiś nałóg bez którego można żyć. – Przecież
to proste i budujące. W sensie nie ma co myśleć jak to się skończy tylko
właśnie kroczek jeden, kroczek drugi, byle iść. Tak pisać po kroczku – Jeśli
nie ma metody– Przecież ja tylko znam cenę. – Nie da się pokonać nałogu.
Jeśli ktoś jest nałogowcem – Powiedziała mi kiedyś Magda, kiedy rozmawialiśmy o
tym wszyskim. – Zastępuje się jeden nałóg innym, tak to już jest. Ja
kiedyś próbowałam rzucić palenie. Nie udało mi się to. – Rozmawiałam z Ojcem.
– Jesteś jak pralka, Powiedział – starego typu, tylko jeden program.
Uznałem i pomimo innych perspektyw oboje
widzieliśmy to samo. Jeśli człowiekowi nie miły świat jeśli atrakcyjniejsze
jest coś co go oddala co go zatraca. Coż w tym złego jeśli to nie kosztem
najbliższych. – No właśnie koszt. – Deska ratunku dla tonącego. Przypominam
sobie dla odmiany słowa swojego ojca Mariana. Jak mało znam jego słów. – Jakieś
mocne zdanie, jego sens bardziej, że nie wolno podawać topielcowi ręki, bo ma
nadprzyrodzoną siłę wynikającą z histerii, widząc śmierć jest w stanie wciągnąć
drugiego. Nie wiem kiedy mi to ojciec powiedział ale powiedział na pewno. – Tak
jak to że nie wolno interesować się ludźmi,
jeśli mają swoje porachunki. Nawet zainteresowanie przelotne jest złe. Nie
wnosi nic, naraża na niebezpieczeństwo. – Nie tówj interes mówił, nie interesuj
się. Miał rację. Swoim życiem trzeba żyć tylko ono coś znaczy. Trudno
powiedzieć czy mój ojciec bał się ludzi. Na pewno był płodny i kochał kobiety.
Czy ja mu kiedykolwiek dorównam. Przenosiłem się myślami w krainę
dzieciństwa rozważałem na wiele sposobów ścieżki którymi chodziłem. Teraz
jestem na ziemi niczyjej pozbawiony korzeni, w Warszawie, wyobcowany. Kto mi teraz
powie jaką ścieżką iść, gdzie się nie patrzeć, komu nie podawać ręki. Tylko łza
zostawia ślad na policzku jakby znała cały przebieg życia. Od łączki pod lasem
i małpiego gaju aż do mieszkania na ulicy pierwszego sierpnia w na Rakowcu. Przeniosłem
tu swoje niewielkie rzeczy wśród nich kolonialną walizką. Przeprowadzałem się w
niej na uczelnię do Wrocławia i znaczek pocztowy Diany z roku kiedy Wroclaw zalała powódź stulecia. Mam
go ze sobą od kiedy usłyszałem na dworcu w Hamburgu o piątej rano że zginęła.
Była dla mnie mitem róży z małego księcia. Matką boską niepokalaną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz