czwartek, 2 lutego 2017

Z cyklu o pamięci. Her Kowalski


Dziś odbierali gabaryty w naszej dzielnicy Włochy mała furgonetka od siódmej rano turkocze po ulicy brukowanej uśmiech i skręca w Przyłęcką obok tej kamienicy modernistycznej którą widzimy po prawej z naszego dłuższego balkonu. Ma ona balkony zawinięte barierką na ślepą ścianę, wywinięcie powoduje że można się wychylić na widok ulicy Przyłęckiej w stronę biblioteki czyli Pałacu tych holendrów zajmujących się barwieniem tkanin przed wojną Koelichenów po których pozostała dość staraninie rezparcelowana dzielnica i ten park z którego wywozili podczas wojny do Pruszkowa. Park który w lato ma nieco pijaną mordę opowiadaniami Marka Nowakowskiego, a na zbiegu ulicy Cienistej nawet Hłaski.  Historia w nim jest żywa tak jak żyją ludzie którzy ją pielęgnują, historia uczy jak matematyka, jak mój dziadek powiadał. Co po ludziach to i u nas. Wszystkiego czego można się spodziewać po człowieku można odnaleźć w swoim najbliższym otoczeniu albo u siebie lub dostrzec symptomy jak kto woli subtelniej i aby pozostać w pewnej odległości. W dystansie. To niby pomaga czuć się lepiej ale czy jest coś gorszego, coś lepszego niż my sami.
A więc ten balkon wywinięty fanaberią architektoniczną jest dość piękny, patrzę na niego zanim zakwitnie czarny bez.
Czy nie dziwne i znamienne jest to że podczas zaboru rosyjskiego w 1909 roku niejaki Kowalski, typowy Polak dał się sfotografować przez warsztat fotograficzny z ulicy Mazowieckiej 10, zwany Photograpfie Artistigue. A dzisiaj ja patrzę na to zdjęcie zbrukane czasem nieco już przetarte w pamięci, kto się o nie upomni, dla kogo było ważne. Trudno mi je wyrzucić choć niewiele dla mnie znaczy a zatem czy będzie znaczyło więcej jeśli zamienię je w obiekt. Niezweryfikowany jeszcze nigdzie krążący po kilkunastu lajkach. Żyjący tyle co historia w nas. Tyle co my i to co po nas ach.
Losy naokoło i najbliżej Ci ludzie byli już staruszkami u schyłku drogi, mieli jeszcze wciąż siłę aby mówić o tym co było. To Niemcy wszystko oni nie żadni inni hitlerowcy, naziści faszyści, Niemcy którzy wykonywali swoją pracę i rozkazy a dzisiaj wolą myśleć że ich kraj nie był ich krajem był okupowany przez kogoś kto porwał naród na resztki.
Myśląc że są lepszymi ludźmi, lepszą rasą pluli i strzelali. Palili i gazowali. Dzisiaj nie dają wiary że demokracja ma Niemiecką twarz Adolfa. Niektórzy jak ten wartownik który wiózł warszawiaków koleją do obozy koncentracyjnego w okolice Gdańska. W duchu przeklinał Hitlera i demokrację ale milczeli, większość milczała, milczała mniejszość, mali ludzie zawsze wychodzą z cienia gdy inni milczą, gdy większość podnosiła ręce i w tym milczeniu dokonała się zbrodnia w Stuchofie. Dokąd wywieźli tą Panią. Mówiła o tym jako najważniejszą rzecz w życiu. Nie kamienica. Moje życie ma sens jedynie aby dać świadectwo. To dla nas niewyobrażalnie niezrozumiałe, choć w zasadzie łatwo powinniśmy to przyjąć dość mocno poznaliśmy absurdalne przekazy pełne zaświatów i dziwnie uformowanych ludzi. A wojnę widzimy w każdym dzienniku. Zaś oni Ci ludzie z ulicy Uśmiech wraz z żoną już w podeszłym wieku mieli zdjęcia tej kamienicy przy płocie.
Wcześniej nie mogli wejść do środka po wojnie wojsko ją przejęło i zakwaterowało tam swoich pracowników, całe życie o nią walczyli aby otrzymać na starość ruinę i możliwość czy konieczność sprzedaży.
Brat tego Pana spadkobiercy dawno wyemigrował z Polski i nie wyobrażał sobie powrotu do tej w zasadzie przeklętej kamienicy z którą nic go nie łączyło oprócz cierpienia krzywdy. Teraz nastąpiła cisza wokół niej uporządkowano ogród, przycięto drzewa od dwóch lat światło pali się w jednym sześciu mieszkań. Ktoś tam niewątpliwie żyje, marzy i tęskni, ogląda film o Michalinie Wisłockiej i pije wiśniówkę na koniec dnia.