wtorek, 30 lipca 2013

refleksje na temat odejścia


olej na płótnie 40X50 cm

Schemat się powtarza nieubłagalnie. Kobieta dba o dom gotuje sprząta itd. Mężczyzna chodzi na polowanie, jeśli kocha wraca, jeśli nie poluje dalej.
Smutno być kobietą kiedy nie wróci, jeszcze smutniej i trudniej kiedy są dzieci. Sprawę łagodzi wiek. Dzieci najlepiej żeby już po 15 16 lat chociaż to moment w którym coś rzekomo zrozumieją. Mężczyzna wtedy rozmawia z najstarszym dzieckiem, próbuje coś tłumaczyć i tłumaczy, tłumaczy. Jego ojciec też odszedł od niego w tym wieku więc on jest usprawiedliwiony, ale to nawet nie chodzi o wiek, chodzi o inną kobietą którą ten męszczyzna kocha. Bardziej niż swoje dzieci i matkę tych dzieci. Jak mówi nie czuje się odpowiednio dopieszczony dowartościowany. Życie i miłość to takie skomplikowane sprawy..., taka głęboka woda, jedni się zanurzają inni po niej stąpają... tak jak moje dwie niewinne dziewczyny, nimfy chciało by się rzec, poznały już że są kobietami, poznały po pierwszej krwi. Teraz z sercem ostrożniej. Poznają różne wody.

poniedziałek, 29 lipca 2013

Basia w Chatam

olej na półtnie 80X120
Tego dnia poszliśmy do Chatham.  Krępowałem się wyciągać obiektyw w stronę ludzie więc wymyśliłem że puszczę przed sobą Basię na hulajnodze że niby ją fotografuje. Tak też zrobiłem. Dlaczego wybrałem starszego człowieka który przystanął na chwilę na progu, zastanawiając się czy 50 funtów free jest dla niego, nie wiem.  Nie zajmuje mnie to aż tak szczególnie zważywszy na fakt że większość ludzie też nie zajmuje gdzie patrzą i po co. Jednak w trakcie analizy okazało się że czerwony kolor kół hulajnogi, Basi kokarda, wydobywają z otoczenia pozostałe czerwone akcenty. Zrobił się obraz o ruchu i bezruchu, o dzieciństwie i starości oraz o wyprzedaży. Tak jakby że wszyscy się zużywamy czy coś w tym stylu. :)

piątek, 26 lipca 2013

Kobieta karmiąca ptaka

akryl, olej na papierze 25X36 cm

Kobieta karmiąca ptaka, ta uczy się dopiero… Czy to może być prawdziwe.
Bliskie, adekwatne, kojące rozumiejący czy dowcipne groteskowe, ba do rechotu nawet. Którego nie wszyscy lubią. Wszyscy czegoś chcemy, kogoś lub coś kochamy i wtedy pragniemy, schniemy, i jeszcze raz pragniemy.
Tak samo sprawa się ma z karmieniem ptaków, a i w ogóle zwierząt.

Obraz ma jakby dwie narracje jedna bardziej czytelna, ta po lewej, wynika z klejenia, rozmazania. Druga jakby fakturowa, coś od spody pcha się, wydobywa, tak jak konary topoli wybrzuszają fioletowy chodnik. Nie chodzi mi o trywializowanie pożądania to dla złośliwych. Nie da się nikomu nic wmówić to pewne. Ale na pewnym poziomie można lecieć w każdą stronę. Tak się właśnie rzecz ma z ptakami i lotami w ogóle. Koś kto lubi zobaczyć nawet praptaka, jego skalny odcisk. Badanie zresztą w tym obrazie jest również widoczne w ułożeniu ciała, tak jakby tak kobieta trzymała coś do zapisania, jej nogi wskazują na młodszy wiek i stąd ten dopisek o nauce. Równie dobrze obraz mógłby nazywać się kobieta bada praptaka…

tutaj możliwość kupna
http://www.saatchionline.com/art/Mixed-Media-Paint-woman-feeding-a-bird/267175/1683553/view

środa, 24 lipca 2013

untitled

70X90 cm olej

Mój boże moją frustrację widać już z daleka, ach gdybym mógł zwyciężyć.
Zamknąć w sobie. Delikatniej się obchodzić. Dlaczego nie wycieram butów, roznosząc na całego wszystko gdzie pójdę. Czyżbym stracił empatię. Gdzie miłość która oczyszcza i zbawia gdzie. Liczę do dziesięciu i szukam. Myślę czy jestem sprawiedliwy patrząc na swój czubek nosa. Czy gdybym się nie wahał potrafiłbym coś wyrazić ale czy wyraz mnie usprawiedliwia. Gdzie zaczyna się bycie artystą na którego patrzy się z przymrużeniem oka, i wybacza.

untitled

30X25 cm

Wszyscy mieliśmy kwaśne nosy. My bo już jutro wracamy i to nasza ostatnia niedziela. John dlatego że zaplanował dużo wcześniej wycieczkę nad morze. Cały tydzień ją planował i wracał do tematu kilkakrotnie. Raz pokazując zdjęcia rodzinne znad morza. Wskazał że w tej budce się zatrzymamy, bo on pożyczył klucze od domku na plaży nad Morzem Północnym. A drugi raz kiedy zamawialiśmy takewaya wspomniał, że tam też sobie zamówimy. Prawdziwe angielskie fish and chips. A teraz okazało się że nie pojedziemy, bo już poźno i Dorota nie lubi jeździć tutejszymi autostradami, no i że długo w aucie, że się wszyscy nie zmieścimy i na dwa trzeba jechać. Tak że stanęło na tym że idziemy na zakupy do Chatham. Do pimarku bo dobre jeansy za 7 funtów. Co posoliło jeszcze sprawę ponieważ John w Chatam był jak dotąd dwa razy i odpychało go to nudne i nisko klasowe miasteczko. Zakupów też nie lubił, a już polskich zakupów niedzielnych wręcz nie znosił. A więc od początku ten dzień był jakiś niespełniony na pewno do godziny 16. Nasza grupa liczy siedem osób. Dwie hulajnogi i rower. Ruszamy po pierwszej 20 minut spaceru. Wzdłuż rzeki Medway właśnie do Chatham. Od kiedy Margaret Thatcher zamknęła tam stocznie, już drugie pokolenie jest bezrobotne. Kiedyś mężczyźni na znak protestu ubierali się w sukienki i malowali. Teraz niespiesznie chodzą na kebaby, wyprzedaże, kolorują włosy, malują tatuaże… powstają artystyczne miejsca, pracownie. Jest malarz który ma kupę kasy i dwa stare auta do których podczas deszczu nalewa się wody do kostek. Dla niego czas zatrzymał się na drugiej wojnie, ubiera garnitury z tamtych lat, kapelusze, maluje manierą francuskich ekspresjonistów Georgesa Rouaulta np. Ale to nie ma teraz znaczenia, teraz kiedy idziemy, zatrzymaliśmy się na chwilę w Marok Cafe, po to abym rozlał kawę na cały stolik. Rzuciłem się na przekąski które miały poprawić sprawę. John nic nie tknął. Klapa. Wychodzimy. Idąc chodnikiem staramy się przejść na drugą stronę, ale to niebezpieczny zakręt a więc się cofamy do przejścia dla pieszych. I właśnie wtedy wybuchło. Od chodnika z tamtej strony. Wyjechał z bramy niebieski opel. A z zza rogu czarna alfa romeo, niebieski włączył się znienacka do ruchu wymusił i brzdęk. Blisko Doroty Mai i  Danielka bo oni z przodu, stuknęły się dwa auta. Tak że oba stanęły. Ale opel po chwili ruszył z piskiem. Na co wściekła alfa za nim. Na co John coś do Doroty też wściekła. No to ja do Karinki też coś wściekły. Że czy widziała ten wypadek, ona w głębokim tyle nic nie widziała, nic nie słyszała.
-Jak to nie widziałaś, słyszałaś. -Tak to. Ona wrzaśnie. Zamknąłem się. Szliśmy w milczeniu aż do najbliższego sklepu. Tam Basia kupiła trampki, a my postanowiliśmy z Johnem wracać z dziećmi do domu. A one niech idą na zakupy.
Tak też się stało. Już w domy wypiliśmy po kilka piwek, nakarmili dzieci i zrobiła się godzina 16. Wtedy jakby ktoś odczarował ten dzień. Dziewczyny wróciły z zakupami, ubraliśmy te spodnie, a że John ma długie nogi to rozmiar 34 ledwo starczał, trzeba było je nieco opuścić. Bielizna wyszła na wierzch. Dorota się przyznała, że cały tydzień nie piorą, bo przy gościach. My zawstydzeni, że praliśmy i rozwieszali swoją. John że ta jego to jest 48 letnia i dlatego tak wygląda. No to ja już do lodówki po marchewkę i na ogród przykładam do gęby udaję Churchila, razem z Johnem pyk pyk. Dorota już wcześniej ożeniła nam ksywę że bałwany. Ale teraz już fajnie. Już zaraz idziemy do pubu posłuchać muzyki czy dźwięków nagranych przez artystów w tym dniu. Walk sundu, właśnie z Chatam. Muzyka bez początku i końca nowoczesna, dźwięki jakby do medytacji, trudno powiedzieć czy można czegoś oczekiwać. W każdym bądź razie tego stuknięcia tam nie było. John żartuje że szukając koncertu trafił do toalety, nie wiedział czy te dźwięki to część walk sundu, Wracamy do guinessa. Pub pusty wszyscy na zewnątrz, dzieci się pięknie bawią. Robi się piękny koniec.