olej na papierze 28X56 cm
Wedrujący kosmicznie
ktoś
Wczoraj. Wczoraj we
trzech wydaliśmy już drugą płytę. Michał przyszedł przede mną. Na próbę
przyszedł z takim sprzętem o jakim całe życie marzyłem. Jaki miał lider
Zielonych Żabek. Gitara basowa Fendera w futerale. Mój boże co to za sprzęt jak
się wygląda z taką gitarą. To tak trochę jakby nie wiem co… Jakby nigdy nic. Może.
Może. To nasza druga próba każdy z nas coś umie, coś nie umie, dość powiedzieć,
że jak na drugi raz mamy już dwie płyty, w tym jedna platynowa. No powiedzmy że
nie. Ale. Rafał wszystko nagrywa. Ja śpiewam i wymyślam na bieżąco, rapuje,
rymuje w muzykę się próbuje. Wpasować. Choć właśnie początkowo brakował
nam właśnie muzyki. Początkowo myślałem że coś napiszę i wtedy będzie
łatwiej. Muzyka zabrzmi a ja wejdę w nią jak w masło. Nie, bo musimy wszyscy
razem zbliżyć się do swoich linii melodycznych i zagrać na trzy linie w
jednym kierunku. Co bywa tyleż dla nas trudne co łatwe. Ale się udaje coś nas
porwie po połowie i już bas podrywa nas. Gitara, para, piłuje. Pracuje lekko
masuje. A ja gorąco śpiewam na bieżąco. I
takie tam ale akurat to co przytoczyłem to nie to bo tamto jest nagrane z tą
energią jedyną bez przygotowania. Taka totalna sztuka bez przygotowania, że
człowiek sam dla siebie tylko i sobie w ufności pogrążony. Same absurdalne nuty.
Czy nam chodzi o dokładność. Możemy wszystko, zacząć i nie skończyć koncertu.
Możemy muzykę wypuścić i zatrzymać, lub zaciąć, może śpiew poskromić w
melorecytację. Możemy. Wszystko. Muzyka mogłaby nabrzmieć w swoim pięknie, być
polną leśną, łąką. Mogła by, a do śpiewania by nie doszło. Hania drania bez
trzymania. Większy brak reguł. Choć jednak trzymamy. Jesteśmy po pierwsze
nastrojeni w gitarach i ze sobą również. Mamy już kilka potencjalnych
przebojów. Nie uzurpujemy sobie prawa do groteski kabaretu czy rechotu.
Jakkolwiek odrobina szyderstwa i dystansu tak. Mamy taki utwór na przykład
pozdrawiam Cię Włochu po trochu. Szczęśliwie wczoraj ustaliliśmy, że spotykamy
się aby komponować. Nagrywamy owszem. By się nie powtarzać. Mieć z czego
wybrać. Mamy już utwór który przenosi nas w świat zwierząt. Oto grając i ćwicząc,
komponując szukając. Zostawiliśmy muzykę lekko od niej powoli oddalili. Został
brzdęk gitary zawodzącej w tle. My zaś z Michałem na dwa głosy zaczęliśmy
gdakać. Rozpaczliwie wydobywając zwierzęcość z siebie. Przerażone kury
porzucone, jak owca bez stada. Próbują zrozumieć świat. A Świat oddala się i
pokazuje coraz większą dowolność. Przyroda zaś staje coraz bardziej
bezkształtną masą. Wieczornej plamy, mroku. Głucho wszędzie. Teraz już kury nie
próbują go zrozumieć. Próbują go ogarnąć skrzydłami, zamknąć przy sobie
wyciszyć. Aby rozpacz wyrazić, krzyk. Zamknąć jednym zdaniem jak muchę w pudełku
od zapałek. Jak to mówił Tadeusz Konwicki w swoim filmie ustami Wojciecha
Siemiona. Hopssa. Teraz zaś wydaje się, ale o tym musimy pomówić jako zespół. Po
drugiej udanej próbie możemy mówić jako zespół. Wędrujący kosmiczny ktoś, jest
może trochę o nas. Trochę o zaświatach, o komponowaniu przy poniedziałkowych
jesiennych wieczorach. Te wieczory zresztą przenoszą na kartofliska. Do dymu z
Sichowa. Do szeregu topoli aż na samą górę. ..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz