wtorek, 24 września 2013

Rosjanie idą się myć


olej na papierze 28X56 cm

Wedrujący kosmicznie ktoś
 Wczoraj. Wczoraj we trzech wydaliśmy już drugą płytę. Michał przyszedł przede mną. Na próbę przyszedł z takim sprzętem o jakim całe życie marzyłem. Jaki miał lider Zielonych Żabek. Gitara basowa Fendera w futerale. Mój boże co to za sprzęt jak się wygląda z taką gitarą. To tak trochę jakby nie wiem co… Jakby nigdy nic. Może. Może. To nasza druga próba każdy z nas coś umie, coś nie umie, dość powiedzieć, że jak na drugi raz mamy już dwie płyty, w tym jedna platynowa. No powiedzmy że nie. Ale. Rafał wszystko nagrywa. Ja śpiewam i wymyślam na bieżąco, rapuje, rymuje w muzykę się próbuje. Wpasować. Choć właśnie początkowo brakował nam właśnie muzyki. Początkowo myślałem że coś napiszę i wtedy będzie łatwiej. Muzyka zabrzmi a ja wejdę w nią jak w masło. Nie, bo musimy wszyscy razem zbliżyć się do swoich linii melodycznych i zagrać na trzy linie w jednym kierunku. Co bywa tyleż dla nas trudne co łatwe. Ale się udaje coś nas porwie po połowie i już bas podrywa nas. Gitara, para, piłuje. Pracuje lekko masuje. A ja  gorąco śpiewam na bieżąco. I takie tam ale akurat to co przytoczyłem to nie to bo tamto jest nagrane z tą energią jedyną bez przygotowania. Taka totalna sztuka bez przygotowania, że człowiek sam dla siebie tylko i sobie w ufności pogrążony. Same absurdalne nuty. Czy nam chodzi o dokładność. Możemy wszystko, zacząć i nie skończyć koncertu. Możemy muzykę wypuścić i zatrzymać, lub zaciąć, może śpiew poskromić w melorecytację. Możemy. Wszystko. Muzyka mogłaby nabrzmieć w swoim pięknie, być polną leśną, łąką. Mogła by, a do śpiewania by nie doszło. Hania drania bez trzymania. Większy brak reguł. Choć jednak trzymamy. Jesteśmy po pierwsze nastrojeni w gitarach i ze sobą również. Mamy już kilka potencjalnych przebojów. Nie uzurpujemy sobie prawa do groteski kabaretu czy rechotu. Jakkolwiek odrobina szyderstwa i dystansu tak. Mamy taki utwór na przykład pozdrawiam Cię Włochu po trochu. Szczęśliwie wczoraj ustaliliśmy, że spotykamy się aby komponować. Nagrywamy owszem. By się nie powtarzać. Mieć z czego wybrać. Mamy już utwór który przenosi nas w świat zwierząt. Oto grając i ćwicząc, komponując szukając. Zostawiliśmy muzykę lekko od niej powoli oddalili. Został brzdęk gitary zawodzącej w tle. My zaś z Michałem na dwa głosy zaczęliśmy gdakać. Rozpaczliwie wydobywając zwierzęcość z siebie. Przerażone kury porzucone, jak owca bez stada. Próbują zrozumieć świat. A Świat oddala się i pokazuje coraz większą dowolność. Przyroda zaś staje coraz bardziej bezkształtną masą. Wieczornej plamy, mroku. Głucho wszędzie. Teraz już kury nie próbują go zrozumieć. Próbują go ogarnąć skrzydłami, zamknąć przy sobie wyciszyć. Aby rozpacz wyrazić, krzyk. Zamknąć jednym zdaniem jak muchę w pudełku od zapałek. Jak to mówił Tadeusz Konwicki w swoim filmie ustami Wojciecha Siemiona. Hopssa. Teraz zaś wydaje się, ale o tym musimy pomówić jako zespół. Po drugiej udanej próbie możemy mówić jako zespół. Wędrujący kosmiczny ktoś, jest może trochę o nas. Trochę o zaświatach, o komponowaniu przy poniedziałkowych jesiennych wieczorach. Te wieczory zresztą przenoszą na kartofliska. Do dymu z Sichowa. Do szeregu topoli aż na samą górę. ..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz