Dziś odbierali gabaryty w naszej dzielnicy
Włochy mała furgonetka od siódmej rano turkocze po ulicy brukowanej uśmiech i
skręca w Przyłęcką obok tej kamienicy modernistycznej którą widzimy po prawej z
naszego dłuższego balkonu. Ma ona balkony zawinięte barierką na ślepą ścianę,
wywinięcie powoduje że można się wychylić na widok ulicy Przyłęckiej w stronę
biblioteki czyli Pałacu tych holendrów zajmujących się barwieniem tkanin przed
wojną Koelichenów po których pozostała dość staraninie rezparcelowana dzielnica
i ten park z którego wywozili podczas wojny do Pruszkowa. Park który w lato ma
nieco pijaną mordę opowiadaniami Marka Nowakowskiego, a na zbiegu ulicy
Cienistej nawet Hłaski. Historia w nim jest żywa tak jak żyją ludzie którzy ją pielęgnują, historia
uczy jak matematyka, jak mój dziadek powiadał. Co po ludziach to i u nas.
Wszystkiego czego można się spodziewać po człowieku można odnaleźć w swoim
najbliższym otoczeniu albo u siebie lub dostrzec symptomy jak kto woli
subtelniej i aby pozostać w pewnej odległości. W dystansie. To niby pomaga czuć
się lepiej ale czy jest coś gorszego, coś lepszego niż my sami.
A więc ten balkon wywinięty fanaberią
architektoniczną jest dość piękny, patrzę na niego zanim zakwitnie czarny bez.
Czy nie dziwne i znamienne jest to że podczas
zaboru rosyjskiego w 1909 roku niejaki Kowalski, typowy Polak dał się
sfotografować przez warsztat fotograficzny z ulicy Mazowieckiej 10, zwany
Photograpfie Artistigue. A dzisiaj ja patrzę na to zdjęcie zbrukane czasem
nieco już przetarte w pamięci, kto się o nie upomni, dla kogo było ważne.
Trudno mi je wyrzucić choć niewiele dla mnie znaczy a zatem czy będzie znaczyło
więcej jeśli zamienię je w obiekt. Niezweryfikowany jeszcze nigdzie krążący po
kilkunastu lajkach. Żyjący tyle co historia w nas. Tyle co my i to co po nas
ach.
Losy naokoło i najbliżej Ci ludzie byli już
staruszkami u schyłku drogi, mieli jeszcze wciąż siłę aby mówić o tym co było.
To Niemcy wszystko oni nie żadni inni hitlerowcy, naziści faszyści, Niemcy
którzy wykonywali swoją pracę i rozkazy a dzisiaj wolą myśleć że ich kraj nie
był ich krajem był okupowany przez kogoś kto porwał naród na resztki.
Myśląc że są lepszymi ludźmi, lepszą rasą pluli
i strzelali. Palili i gazowali. Dzisiaj nie dają wiary że demokracja ma
Niemiecką twarz Adolfa. Niektórzy jak ten wartownik który wiózł warszawiaków
koleją do obozy koncentracyjnego w okolice Gdańska. W duchu przeklinał Hitlera
i demokrację ale milczeli, większość milczała, milczała mniejszość, mali ludzie
zawsze wychodzą z cienia gdy inni milczą, gdy większość podnosiła ręce i w tym
milczeniu dokonała się zbrodnia w Stuchofie. Dokąd wywieźli tą Panią. Mówiła o
tym jako najważniejszą rzecz w życiu. Nie kamienica. Moje życie ma sens jedynie
aby dać świadectwo. To dla nas niewyobrażalnie niezrozumiałe, choć w zasadzie
łatwo powinniśmy to przyjąć dość mocno poznaliśmy absurdalne przekazy pełne
zaświatów i dziwnie uformowanych ludzi. A wojnę widzimy w każdym dzienniku. Zaś
oni Ci ludzie z ulicy Uśmiech wraz z żoną już w podeszłym wieku mieli zdjęcia
tej kamienicy przy płocie.
Wcześniej nie mogli wejść do środka po wojnie
wojsko ją przejęło i zakwaterowało tam swoich pracowników, całe życie o nią
walczyli aby otrzymać na starość ruinę i możliwość czy konieczność sprzedaży.
Brat tego Pana spadkobiercy dawno wyemigrował
z Polski i nie wyobrażał sobie powrotu do tej w zasadzie przeklętej kamienicy z
którą nic go nie łączyło oprócz cierpienia krzywdy. Teraz nastąpiła cisza wokół
niej uporządkowano ogród, przycięto drzewa od dwóch lat światło pali się w
jednym sześciu mieszkań. Ktoś tam niewątpliwie żyje, marzy i tęskni, ogląda
film o Michalinie Wisłockiej i pije wiśniówkę na koniec dnia.