czwartek, 14 marca 2013

about the black power coming


czyli walka o stołek 69X46 cm

Jest siódma rano. Czekam. Zaraz obudzi się Karinka i Basia. Jesteśmy w Sobiborze, niedaleko Włodawy. Dwa dni temu miałem we Włodawie otwarcie wystawy. Pokazałem bisko 100 prac na papierze z czego jestem zadowolony, jednak wewnętrznie przełamany. Jestem na jakiejś krawędzi. Oto zbliża się kwiecień, nie mam stałej pracy już prawie rok, malowanie nie przynosi mi dochodu. Spoglądam przez okno widzę staw, drzewa w oddali ogromne magazyny, tak wyglądają współczesne obory. Gdzie hodują żywca, krowy czy rogaciznę. To nasza stancja jesteśmy tu drugą noc ten ranek już samotni, bo nasi znajomi wyjechali. Nieopodal bloki zbudowane dla pracowników Pegeru. Nasza gospodyni opowiadała nam wczoraj o życiu tutaj. Człowiek nie ma źle, nawet nie wie co to znaczy jak trzy dni nie ma na chleb. Tutaj w blokach po byłym Pegrze mieszka samotna kobieta z córką. Uciekła przed bijącym ją mężem we Włodawie, każdy człowiek ma w sobie jakiś krzyż. Teraz kobieta ma źle, ale czy miała gorzej. Widocznie tak.
Przecież uciekła.
Wiatr targa nami od rana. Miało być słyszę Ciebie ja wiosno. Wyszło skrzeczenie ptaków w parku. Dupa blada. Porażka. Ktoś zamontował na lampach głośniki i z nich na całe pobliskie osiedle we Włodawie słychać jastrzębie, sokoły postułki. Ludzie są wściekli bo tak jest też nocą i pewnie wkrótce wyjdą na ulicę.
   Tymczasem zima złazi już z ziemi, i próbuje się rozbudzić ziemia, słońcem nagrzać poczuć miętę. Niemrawo otwiera się niebo. Wystawa ogarnięta. Chwała Bogu. Już kończymy już przyjechała Karinka z Basią. Nasi przyjaciele nie zawiedli wszyscy stanęli na wysokości zadania wszystko poustawiali pomogli, ja w zasadzie miałem tylko przyjechać przeciąć wstęgę….Jedziemy po tych koleinach później w błocie słuchając durnej nawigacji cali posępni na złamanie karku gnający. Gdzie i po co. Tego nikt nie wie. Życie nas tak gna, zawsze tak, chyba tak. A więc słuchając nawigacji zajechaliśmy na Sobibor stacja no bo plan taki że Karinka przebierze się z dresu i rzucimy toboły i ja się przebiorę. Z Sobiboru stację 7 kilometrów kurwa na Sobibór wieś, tam zaś do 58 bodaj numeru jeszcze gdzieś w bok od drogi głównej, tak w bok że to droga polna. Kurwa jak to jeszcze wszystko daleko a tu już 17.30. Za pól godziny otwarcie, my w błocie upierdoleni, a nawigacja mówi za dwieście metrów zawróć. Numery szły w las prowadząc nas. Coraz rzadziej i rzadziej, naokoło ciemniej i ciemniej. Huj, kurwa pizda. Ja coraz bardziej, ja czuję, obojętność, w dodatku pokłóciliśmy się o walizkę, że jak to się stało, że zniknęła spod łóżka Basi, że ja jej potrzebowałem bo była dla mnie symboliczna. Gdzie są pryncypia. Z powodu choroby Basi i braku możliwości poskładania prac. Wystawę rozważyłem nie odworzyć. Byłem w ciężkim szoku obliczając jak ogromna armia ludzi pracowała na Gałuszkę Raz, Raz, czy Włodawa mnie słyszy. Sam Alfred chiczkok by lepiej tego nie wymyślił. Co zresztą powiedziała mi Pani z Bibliotek wręczając piękny album fotograficzny o Włodawie, a Basi wręczając piękny album fotograficzny o Polsce ze wskazaniem abyśmy tam razem pojechali.
Wystawa jakoś od czapy chyba konkretnie, no bo tak dzień żołnierzy wyklętych to raz. Moje urodziny które już staram się nie obchodzić to dwa, a trzy to to błoto i nawigacja, bliskość Białorusi i posębność baraków, ciężar historii której nie da się zrzucić. Za chwilę wyruszamy z powrotem do warszawy. Do naszej nieszczęśliwej kamienicy, zalanej teraz po roztopach. Na stole zostało kawałek końskiej kiełbasy, marynowane grzybki które zabierzemy, połowa syropu malinowego, połowa. Agnieszka i Marcin są pozytywni, ta matnia naokoło jest nie dla nich, Marcin zajmuje się półki co gastronomią. Agnieszka też. Mają dwójkę dzieci. Coż można zresztą zrobić najlepszego aby człowiek nie był sam. Zadziwiające bo w ten sposób nie myślał mój ojciec, a miał nas szóstkę. Mieć Brata siostrę. Mieć swoje łzy. Basia wczoraj dostała ode mnie porządnego klapsa, nie chciała dać sobie nic wytłumaczyć, ten klaps bolał mnie najbardziej.
Taki lajf. Do dzisiaj zresztą boli. Czy jestem dobry tatą, np. Lepszym niż mój, trudno powiedzieć tylko takie mam porównanie.
Dziś dwa dni po incydencie ranno obudziliśmy się z Karinką. A może nawet jeszcze wcześniej kiedy ja się obudziłem jako pierwszy słyszałem wyraźnie jak Basia leżąc jeszcze we śnie śmieje się do siebie. Niesamowite. Przykro mi na takiego klapsa. Takiej wystawy w życiu nie miałem.


1 komentarz: