gwasz na papierze, 50X65 zamieszkamy nieopodal
Korespondent o Włochach.
A więc sprawy mają się w skrócie następująco.
Jest duży orzech włoski na wejściu i dobrze, bo rosochaty. Później luźniej już
dwie jabłonie. Będą więc jabłka o smaku wojny, gdyż jedna z nich pamięta o tym
czasie. Kiedy to w Villa Zielonce stacjonowali kozacy służący w Wermachcie.
Ubierali ponoc na mundury halki kobiece, nie wiem dlaczego i nakładali na całej
długości ręki zegarki, biużuterię zdejmowali z ludzi bezpardonowo. Kiedy
jechali na służbę do centrum Warszawy. Każdy z tych przedwojennych zresztą
domów ma swoją historię jak się zdaje, ma swój krzyż. -Jasiu tak jest wszędzie
w każdym domu. – Pokazując swoją kępę wyrwanych z głowy włosów. Jej mąż
wyjechał wtedy na dwa dni pić, nie wiedział co zrobić w tej matni a ona
zostawała sama z dzieckiem z teściową która właściwie w usposobieniu estetycznym
lubiła mieć słomę w swoim pokoju tak że zalęgało się robactwo którego
nienawidziła Pani Bożenka. Moja nauczycielka rysunki i malarstwa zaraz po
szkole średniej. Gdzie przyjechałem do niej poćwiczyć przed egzaminami na Akademię
malowanie martwych natur. I tak dalej i tak dalej. Ta historia może nie jest
tak romantyczna jak ta z Villi Przygodzianki ale jednak ma jakiś zalążek kwiatu.
Zawsze coś można dopowiedzieć. Na przykład on miał strzelbę, ona nieokreśloność
nie chciała żyć za ciasno, chciała własno, czuła na możliwości, w ustach róże ale w usposobieniu stawała się
coraz bardziej kokietująca. W wyprawy gotowa, zawsze kolorowa. On nerwowy
zahukany szuka, ściany. A strzelba wisi. Ona zaczyna się kołysać. On zazdrosny
do kości coraz mniej wolny. Rodzi się napięcie i natężenie, a strzelba wisi.
Ona w końcu się odpręża. Gwóźdź do dzisiaj przybity, strzelbę unosił. On
znosił, prosił. Padły strzały dubeltowe, padło życie kolorowe.
Już wkrótce przeprowadzka, jesteśmy o kolejny
miesiąc do przodu, jeśli można tak powiedzieć zegar furczy. W weekend powtarzałem
koledze tą piosenkę. Ona furczy ona burczy. Parę dni śpiewałem aż uznałem, że
brak jej sexu. Wtedy zmieniłem nutę i już wiem skąd to napięcie. Przeprowadzamy
dość sporą akcję logistyczną zmiany przestrzeni życiowej. Wisiał nad nami podpis
który musieliśmy złożyć. Sytuacja stawała się dynamiczna i baliśmy się czy nie
wymknie się nam spod kontroli. Piece kaflowe, kuchnie węglowe, kto mnie zna wie
o co chodzi. Jednak się udało. Deklot przystojnej Pani notariusz nas odprężył
już wiem dlaczego jest on najważniejszą rzeczą przy podpisywaniu wszelkich
aktów. I teraz przejście do gwoździa. Gwóźdź strzelbę unosił. On znosił,
prosił.
Padły strzały dubeltowe, padło życie kolorowe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz