Kwiecień w Polsce powinien nazywać się tak jak w korporacyjnych darmowych kalendarzach. Ten film przeszył mnie nieco obok polskiego łokcia, czy ja
jestem Polakiem i czy gdybym był Niemcem czy Ukraińcem, te konie i furmanki, te
kufle piwa, ten zaścianek i małostkowość, ta wieś, to spalenie, te kości,
czaszki, macewy, czy to wszystko wtedy by.
Za stołem siedziała kobieta w wieku 34 lat wtedy ja zagadnąłem
tak jak oczekiwała, była tylko odrobinę bardziej puszysta ale nie na dyle aby nie
uwzględniały jej sklepy typu Mango czy coś. Już fanatyzm rozlał się jak siki i
jego odór chlasnął mnie w nozdrza. Interesowała się historią i małym jej
wycinkiem. I z właściwością fanatycznych ludzi czekała na swoją kwestię,
cokolwiek teraz zagadnę stanę się ofiarą, a więc po pierwsze ona, że
historia inaczej się skończyła. Ja że inaczej też zaczęła. Ona że kłamstwo, ja
że sztuka, ona Gdzie prawo, uczciwość artysty, Ja zaś dziwnie się czuję i
właściwie nie wiem co mam myśleć bo to trochę taka Antygona, wieś i ktoś zwozi
macewy na swoje pole, później wszystko się pali, a głównie bohaterowie
odnajdują u swojego dziadka w domu straszliwą prawdę którą nie da się znieść.
Po czym jeden z nich zostaje ukrzyżowany. A drugi wraca do ameryki i zawiadamia
świat o tym polu. Myślę o tym podnosząc wzrok ku niebu ostrożnie przez
rozdrganą tkankę chmur omijam pierwszy napotkany samolot. Jestem potwornie
przemęczony tą zimą, kwietniem i wyschniętą trawą, nawet nie chcę myśleć o psim
gównie na naszym ogrodzie bo szlag mnie
trafia. A to przecież takie małe miki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz