olej na płótnie 50X40
A nad molem niespieszne grupy ku sobie lgnące, dziewczyny ze
Sparty wyzywające chłopaków i panowie tatusiowie wędkarze. Bardziej trzymający
się kija niż połowu. Tacy niemrawi i leniwi, liczą na szczęście które nie
będzie ich wiele kosztowało i tylko w dalekim powidoku da namiastkę czegoś.
Brzuchy wystawione w stronę zachodzącego już słońca. Biegną kocury. Pustka
której nie da się znieść, trzeba się nią podzielić, najlepiej z kimś
przypadkowym, a jeszcze lepiej bezradnym na pomyje które można wylać od siebie
haustem zamaszystym.
Rude lasy o tej porze przypominały o wydarzeniach minionych,
gdzieś tam w zasięgu wzroku Tresta… ponad tymi upiornymi mordami, Jezu co się
ze mną dzieje czyżbym zaczynał nienawidzić siebie, jeśli już nie widzę w
ludziach ludzi.
Like, like. Ciężko mi się maluje w ostatnich dniach, powalony i
jakby odległy od życia, ten styk który potrafił mnie rozpalić i zapłonąć,
nabrzmiał od czerni sadzy.
Czyżbym stracił busolę i zamiast cieszyć się wiosną i
zaprogramować się pozytywnie, czyżbym chciał sobie przeszkodzić, to bez
celowe.
Droga gdzie, tak jak molo w wodę do absolutu.
Absolutu wody. Teraz nabrzmiałej od stopionego śniegu. Liczyłem,
że ta wielka woda oddzieli mnie od spraw
w które jestem uwikłany odkąd mieszkam w willi Przygodzince. Przyroda nie
zajmuje się jednak małymi sprawami i potyczkami. Przyroda nie napisze uchwały o
menelach z piwnicy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz