czwartek, 13 czerwca 2013

Namiętność soboty we Włochach

21X42 papier kredowy

Namiętność soboty rozłożyła się nad brzegiem włochowskiego jeziorka. Nad świeżo wyremontowanym nasypem. Nieprzytomny chłopak nie mógł wstać, stał nad nim drugi i go cucił bijąc po twarzy. Obok nich młoda dziewczyna nie z domów komunalnych. Była ubrana jak z drogiego butiku. Przeszliśmy obok i zatrzymali się na placu zabaw. Za jakieś 20 minut ten nieprzytomny przyszedł tam ławkę obok. Palił elektronicznego papierosa i słuchał muzyki na telefonie. Nie mógł dojść do siebie, miał jakieś 21 lat, a papieros go jeszcze bardziej rozkołysał. Jednak wstał i poszedł przed siebie, rozmawiał, że ktoś go znieważył. Obojętnie za nim spojrzałem i poszliśmy szukać innego zejścia nad jeziorka bo Basia chciała zamoczyć nogi. Zajęło nam to małą chwilkę ale znaleźliśmy pech, że nieopodal innej ławki na której siedziała już cała trójka z tego brzegu. Karinka z Basią już leżały na nasypie przyjechały wcześniej rowerami a ja piłowalem za nimi na pieszo. Byłem już blisko. Towarzystwo wstało z ławki, dziewczyna krzyczy, Basia oczy w słup, Karinka próbuje odwrócić jej uwagę, ja stoję już blisko ale wryty. Ten agresywny bardziej trzeźwy zaczyna maskarę, kopną tego drugiego w głowę, wyprowadził cios ręką, dał mu z główki, zaczyna lać się krew, szykuje się rzeź. Sparaliżowany podchodzę dwa kroki w tamtą stronę, dziewczyna krzyczy. Jakaś kobieta nadchodząca z tamtej strony wyciąga telefon i dzwoni na policję. Mija mnie facet z psem, tamci przystanęli na chwilę. Facet z psem wrócił, miał cygaro w ustach, niespiesznie podszedł do tego agresywniejszego i psiknął mu w twarz konkretną chmurę, tamten zagasł. Głowa zawisła bezwładnie, wytrząsał się nią jakby nie mógł uwierzyć w to co się stało. Tamci w szoku, dziewczyna mamrotneła coś w stylu ..o co kamon . Facet z cygarem nie odszedł jeszcze za daleko i lekko na pięcie wrócił jakby wytłumaczyć się do końca, podszedł do tego drugiego i psiknął mu pół chmury w twarz. Bez słów że teraz już nie ma niedomówień. Powiedział czego chce tutaj wieczorem na spacerze z żoną i psem. Powiedział dwoma psiknięciami bez ornamentów, krótko i na temat jak policjant. Odwrócił się na pięcie odszedł. Każdy jego gest mówił tak trzeba było. Wracam za nim, za cygarem. Boże jaki bohater, podchodzę nieśmiało, chyba nie psiknie. - Ale jest Pan odważny, sam  nie wiedziałem co zrobić. Co to było? Zagaduję ale widzę, że go to dużo kosztowało, że się jeszcze telepie - To gaz pieprzowy wyjmuje cygaro z ust. -  na psy bez smyczy. Uprzejmie się uśmiecha, pełen szyk, - Ależ ma Pan zimną krew, załatwił go Pan nie wyjmując cygara z ust. Kontynuuję aby nie zbyt krótko ale i nie za długo zatrzymać takiego gościa. Nie zatrzymuję rzucam. Facet rzuca na pożegnanie, że  w sklepie za 30 zł taki gaz i że trzy cztery godziny zleci im szybciutko i krzywdy to nikomu nie robi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz