wtorek, 11 lutego 2014

Myślałem że mam poskładać rower a Ty będziesz nim jeździła.




Kiedyś w piątek odpoczywałem po podciąganiu na drążku. Myślałem że mam poskładać rower a Ty będziesz nim jeździła. Myślałem o siedzeniu, ramie, kierownicy. Dzwonku, najmniej o łańcuchu, bardziej o osłonie. O Twoich łydkach kolorowych rajstopach. Twojej zwiewności, włosach, szyji, piersiach poruszających się na trzecim biegu. Musiałem skończyć myśli bo nabrzmiewałem. Tymczasem od strony ogrodu do kuchni wpadało odbite światło od białej ogromnej ściany salonu szkoleniowego opla, napełniało równomiernie całą kuchnie. Dopijałem kawę z kardamonem. Myślałem jak to będzie kiedy skończy się już wszystko. Kiedy się położę i krew zacznie odpływać do miejsca z którego nadpłynęła. Zobaczę zapewne to dziwne światło przede mną o którym słyszałem od czasu do czasu. To ciepło mnie ogłuszy i uniesie na drugą stronę. Jakże byłem szczęśliwy tą perspektywą. Do płuc nabrałem więcej powietrza. Ryba wyskoczyła z morza, kim jestem. Moje ciało po zimie odrętwiałe z powodu mniejszej aktywności czujne na gęsią skórkę. Szukałem wzruszenia w zasięgu ręki potrafiłem je sztucznie wywołać. Zaprzeczyć pustce. Groziło mi poważne odwodnienie. Ziemia oddychała już zapowiedzią rodzenia. Sądzę że nadchodził czas zmian. Namiętnością którym oddawałem się dzień po dniu. Namiętnością zmian.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz