35X25 akryl na papierze
Jeden tydzień jeden dzień jedna chwila. Tyle
się wydarzyło. Tyle. Z jednej strony medale, z drugiej krew. Nie odrywałem uwagi.
Nigdy bardziej nie chciałem być na bieżąco. Czy to blisko czy daleko. Czym
mierzyć, to transmisje przecież. Straszne liczby ofiar. Niepokój, żal,
zmieszany z bezradnością oglądacza.
Muszę zgłębić, spróbować zrozumieć zebrać
głosy iść gdzieś zapalić świeczkę, zaprotestować. Śmierć online spogląda na
mnie i nie odrywa swoich oczodołów. Patrzymy się na siebie. Strzelanie przenoszenie
ciał, strzelanie i zagrożenie, bezradność, żal i gorycz. Później cisza,
nadzieja,
łzy wzruszenie, siła, zwycięstwo, rewolucja. Smutny
i zrezygnowany w jeden dzień a już za chwilę, szczęśliwy, jeszcze nie wierzący
że to się stało. Ale się stało no i co z tego co dalej. Zaraz rozdadzą medale,
wrócą do domu i co zostanie. Coraz rzadsze transmisje i głos ludzi w który będę
chciał się wsłuchiwać. Tacy ludzie tworzą historię ale wszelkie słowa są jakby
za małe, zwłaszcza te publiczne. Są jakoś podejrzane. Nie pierwszy raz masa
przewraca się na drugą stronę i wypluwa siebie. Nie widziałem z bliska
rewolucji. Ale czy mogę tak powiedzieć że ten ogląd jest wystarczającym obrazem
aby mieć zdanie. Co ja wiem o zabijaniu. Do czego upoważnia mnie moja pustynia.
Ale też życie przecież prawdziwe w jego dużej sile w jego rewolucyjnej energii.
Absolutnie wartkie i nieobliczalne. Wierzę że w dobrym kierunku to wszystko.
Chcę wierzyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz